wtorek, 13 listopada 2018

Jesień z rachunkowością. Zasady amerykańskie: GAAP


Dziś o zasadach amerykańskich (rano) i europejskich (wieczorem).

Naturalna skłonność do poszukiwania zasad ujednolicających uniwersalne zasady rachunkowości. GAAP jako pierwsza próba stworzenia uniwersalnych zasad


Pierwszą próbę ujednolicenia reguł rządzących rachunkowością podjęto w USA. Spisano regulacje adresowane do wszystkich spółek notowanych na giełdzie, z założeniem możliwego stosowania ich również przez inne podmioty.
Powstał zestaw reguł i wytycznych, które nazywa się ogólnie przyjętymi zasadami rachunkowości (ang. Generally Accepted Accounting Principles, GAAP). Standardy obejmują reguły, normy i procedury stosowane w firmach podczas przygotowywania dokumentacji finansowej. Zasady te zostały wyznaczone przez Financial Accounting Standards Board, czyli FASB, oraz przez American Institute of Certified Public Accountants, czyli AICPA. Spółki notowane na giełdzie papierów wartościowych mają obowiązek stosować GAAP. Wymóg ten nakłada na nie amerykańska komisja papierów wartościowych i giełd (ang. Securities and Exchange Commission, SEC). Większość firm nienotowanych na giełdzie, organizacji typu non profit i podmiotów pozarządowych również przestrzega wytycznych zawartych w GAAP.
Intencja stworzenia jednolitej regulacji była następująca:
„GAAP powstały po to, aby publikowane informacje finansowe były bardziej przydatne dla inwestorów, wierzycieli oraz wszystkich tych, którzy podejmują decyzje na podstawie dokumentów finansowych spółek. Sprawozdawczość finansowa zgodna z wytycznymi […] ma również na celu skuteczniejsze informowanie kierownictwa firmy. Informacje te mają przełożyć się na poprawę wyników biznesowych firmy i pomóc w prowadzeniu wewnętrznej dokumentacji”.
Reguły ujęte w GAAP nie są jednak takie, jak wyobraża je sobie większość ludzi. Nie przybierają postaci nakazowej, na przykład: „Taki koszt należy ująć następująco” albo „Taki przychód należy zaksięgować tak i tak”. Są to raczej wytyczne i zasady, w związku z czym podlegają interpretacji i subiektywnym ocenom. Księgowi danej firmy muszą sami ustalić, jakie przełożenie ma dana zasada na działalność ich firmy. To bardzo istotny element sztuki finansów. Pamiętajmy, że księgowi i specjaliści od finansów starają się nakreślić obraz rzeczywistości za pomocą liczb. Obraz ten nigdy nie będzie dokładny ani idealny, powinien być jednak dostosowany do konkretnej sytuacji danego przedsiębiorstwa. GAAP pozwalają osiągnąć ten cel.
Są to jednak regulacje dość szczegółowe (w przeciwieństwie chociażby do IFRS). Gdyby wszystkie zasady i wytyczne GAAP przedstawić strona po stronie na papierze, podobno mogłyby liczyć nawet powyżej stu tysięcy stron. Księgowi, którzy stosują je do przygotowywania dokumentów finansowych, zwykle są ekspertami w wybranym obszarze rachunkowości, na przykład w amortyzacji. Do tej pory nie spotkaliśmy nikogo, kto przeczytałby cały katalog tych norm i uznawał się za eksperta w ich dziedzinie.
Czytając przypisy w sprawozdaniach finansowych spółek notowanych na giełdzie, można znaleźć zapisy dotyczące sposobu interpretacji wytycznych GAAP (tak naprawdę wypaczenia ich intencji). Poniżej przedstawiamy przykładowy przypis z dokumentów finansowych firmy Ford za 2010 r.:
„Zgodnie z amerykańskimi normami GAAP jesteśmy zobligowani do agregowania wszystkich aktywów i zobowiązań grup za okres, w którym dana grupa jest przeznaczona na sprzedaż. W ramach przygotowywania porównawczych zestawień bilansowych agregujemy również aktywa i pasywa istotnych grup przeznaczonych na sprzedaż ujętych w bilansie za poprzedni okres”.
Wow! To się nazywa żargon finansowy! Wszystko jasne, prawda? Taki sposób raportowania nie wynika jednak z regulacji, lecz jest reprezentatywny dla wielu podmiotów w każdej części świata (również w Polsce), gdzie komunikacją z otoczeniem (w tym akcjonariuszami) zajmują się ludzie będący specjalistami w dziedzinach finansowych, lecz posiadający swoistą cechę braku umiejętności napisania raportu „ludzkim językiem”. Wydaje im się, że użycie trudnych sformułowań świadczy o ich elokwencji i wiedzy, tymczasem odbiór niekoniecznie jest właśnie taki.
Nie da się jednak ukryć, że GAAP jako pierwsze poradziły sobie z usystematyzowaniem życia ewidencyjnego. W dalszej fazie na innych kontynentach w ślad za udaną syntezą z USA zaczęły rozpychać się łokciami IFRS[1].

Pewna słabość GAAP — nadużycia, w tym wyprzedaż zapasów i wycena aktywów metodą DCF


Standardy GAAP istnieją również po to, aby wszystko odbywało się zgodnie z obowiązującym prawem. Ludzie nieustannie poszukują nowych sposobów na obchodzenie reguł, taka już nasza natura. Warren Buffett, legendarny inwestor, słynie z publikowanych przez siebie ostrzeżeń związanych z tym procederem. Oto fragment napisanego przez niego klasycznego listu do swoich akcjonariuszy z 1988 r.:
„Niektórzy menedżerowie świadomie wykorzystują GAAP z myślą o oszustwie i defraudacji. Wiedzą, że wielu inwestorów i wierzycieli w ciemno akceptuje GAAP, traktując je niemal na równi z Biblią. W związku z tym ci szarlatani »kreatywnie« interpretują normy GAAP i księgują transakcje biznesowe w sposób technicznie zgodny z tymi standardami, lecz jednocześnie fundujący światu ekonomiczną iluzję. Dopóki inwestorzy — w tym rzekomo fachowe instytucje finansowe — będą przywiązywać dużą wagę do raportowanych »zysków«, które regularnie rosną, możemy mieć pewność, że część menedżerów będzie wykorzystywać GAAP do osiągania takich właśnie danych liczbowych. Nie będą się liczyć z tym, jak faktycznie kształtuje się sytuacja ich firm. Przez lata Charlie Munger [mój wspólnik] i ja zidentyfikowaliśmy wiele przypadków oszustw księgowych na olbrzymią skalę. Niewielu z tych ludzi zostało ukaranych, a wielu z nich w ogóle nie zostało napiętnowanych. Znacznie bezpieczniej jest dziś kraść duże kwoty za pomocą długopisu niż małe kwoty z bronią w ręku”.
Pomimo tego rodzaju nadużyć GAAP to swego rodzaju punkt odniesienia, katalog wytycznych stosowanych precyzyjnie przez większość, jeśli nie przez wszystkie firmy[2]. FASB i AICPA nieustannie modyfikują i aktualizują te normy, dostosowując je do nowych problemów. Można więc powiedzieć, że GAAP to żywy organizm, który ewoluuje z biegiem czasu[3].
Nie da się też ukryć, że GAAP ma słaby punkt w postaci możliwych nadużyć „zgodnych z prawem” przy stosowaniu tak popularnej w USA identyfikacji zapasów LIFO. Regularne stosowanie tej metody w przedsiębiorstwach produkcyjnych i handlowych oznacza, że na zapasach pozostają (ewidencyjnie, bo w rzeczywistości nie zawsze tak musi być) najstarsze produkty lub towary. Czasem dotyczy to zakupów dokonanych wiele lat temu, najczęściej po o wiele niższych cenach niż te obowiązujące obecnie. Te elementy, które zostały kupione po bieżących cenach, zgodnie z regułą wykazano jako koszty w pierwszej kolejności.
Teraz musimy sobie wyobrazić takie przedsiębiorstwo zarządzane przez „rezolutnych” prezesów. To oni bowiem wzywają szefa zaopatrzenia i wydają mu teoretycznie absurdalne polecenie: „Słuchaj, John, powstrzymaj się, proszę, w najbliższym czasie z zakupami — do odwołania”. Magazyn zostaje „wyczyszczony” do zera, a do ewidencji jako koszty współmierne do przychodów trafiają zakupy sprzed lat dokonane po bardzo niskich na dziś cenach. Zarząd osiąga papierowo „zyski” bez wielkiego wysiłku.

GAAP a sprawa polska


Tutaj w zasadzie sprawa jest prosta. GAAP nie są akceptowane przez przepisy polskie, co sprowadza się do tego, że jeśli komuś bardzo zależy, to może w swojej spółce zależnej nad Wisłą prowadzić równoległą do zgodnej z krajowymi regulacjami ewidencję. W praktyce dotyczy to bardzo niewielkiej grupy przedsiębiorstw, jeśli ktoś więc liczy na to, że zostanie poszukiwanym i cenionym na rynku pracy księgowym, gdyż wykształci się w temacie GAAP, to musi pamiętać o tym, że rynek na taką wiedzę i kompetencje jest w kraju bardzo wąski. Takie osoby, w dodatku ze znajomością krajowej specyfiki i krajowych reguł, mogą być jednak bardzo cenne dla potencjalnych filii firm amerykańskich.


[2] Oczywiście chodzi o większość w USA.
[3] Na stronie fragment pierwotnego tekstu rozdziału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz