poniedziałek, 7 czerwca 2021

Błędy Nowego Polskiego Ładu: niebezpiecznie niska granica bogactwa, zbyt nachalny socjalizm i przekleństwo pani premier Thatcher

Oto nowy paszport covidowy!

Miała być ofensywa programowa, jest morze starych i nowych problemów. Zrzeszenie firm turystycznych apeluje o wydanie ustawy pod paszporty covidowe, bo firmy te nie mają żadnych narzędzi prawnych do weryfikacji zaświadczeń swoich klientów, a obecne przepisy (konstytucja, RODO) wręcz tego zabraniają. Kazik protestuje przeciw segregacji sanitarnej uczestników koncertów

I nie chodzi tu o to, kto ma rację (zwolennicy czy przeciwnicy segregacji), chodzi o to, że na dziś ta segregacja ewidentnie jest niezgodna z prawem. Widzą to ci, na których rząd zwala egzekucję, natomiast zdaje się tego nie dostrzegać sam rząd. Szczerze mówiąc, to żadna firma takich narzędzi nie ma. Rząd luzuje więc obostrzenia, ale tak, aby jakieś zostały. 

A przedsiębiorcy i ich klienci? Już luźny ogląd otaczającej rzeczywistości przynosi diagnozę, że zarówno przedsiębiorcy, jak i ich klienci, solidnie w nosie mają te różne limity i wymogi.

Przejście do ofensywy miał za to zapewnić rządowi Nowy Polski Ład. Dlaczego miał? Bo w kilku kwestiach tu po prostu przeszarżowano. Jakie były trzy kluczowe błędy prezentacji Nowego Polskiego Ładu? To wyjaśniam niżej.


Błąd nr 1 – zbyt nisko ustawiona granica bogactwa

Miało być tak: coś tam policzyli w tych excelach, wyliczyli średnią, sprawdzili medianę (od lat wychodzi o 1000 zł miesięcznie niżej) i wyszło im, że 30 proc. Polaków zarabia powyżej średniej (wyciąganej statystycznie przez wysokie zarobki niewielkiej grupy, wyciąganej też przez dobór grupy statystycznej – firmy zatrudniające powyżej 10 pracowników).

— To im łupniemy, a reszta (czytaj pozostałe 70 proc. społeczeństwa) wyjdzie zadowolona — pomyśleli.

W związku z powyższym, zgodnie pierwotnym założeniem Nowego Polskiego Ładu (oprócz totalnego komunizmu, o czym dalej) granica bogactwa miała być równa mniej więcej 6000 zł dochodu miesięcznie. Wszyscy osiągający dochody (z pracy, nie z działalności, bo ci na działalności tracą bezwzględnie) poniżej mieli zyskać, powyżej – stracić.

Niestety dla rządu Polacy natychmiast chwycili za kalkulatory. I wyszło im, że ci poniżej tej granicy bogactwa zyskają, ale nieznacznie, a ci powyżej – dopłacą, czasem niemało (w tysiącach miesięcznie). Stracą zresztą głownie ci na posadach państwowych. To jeden problem, który zaowocował natychmiastową zmianą założeń i dodaniem jakiegoś skomplikowanego matematycznie wzoru, którego wprowadzenie ma w zamyśle łagodzić wprowadzane prawo. Czyli uchwalamy przepisy wadliwe, ale od razu dodajemy do nich korektę? Trudno o większą bzdurę – musi to przyznać każdy, zarówno zwolennik jak i przeciwnik tego rządu. 

Kolejnym problemem są tzw. aspiracje. 

— Bogaci powinni płacić wyższe procentowo podatki niż biedni — wyszło z jakiegoś sondażu przeprowadzonego na reprezentatywnej (?) próbie Polaków. No tak, pod tym podpisuje się każdy, ale ten każdy o bogatych myśli w kategoriach milionerów. A tu okazuje się, że bogaci zaczynają się nie od miliona, tylko od sześciu tysiaków. Sześć tysiaków to zarobek absolutnie wyobrażalny dla każdego rodaka. Jeśli ktoś tyle nie zarabia, to jednak nikt taki nie powie, że nie chciałby zarabiać np. za rok. 

Wniosek jest taki, że nie tylko ci, co dziś zarabiają powyżej średniej (przypomnę, że wg statystyk jest to ok. 30 proc. ogółu) odczytali napiętnowanie mianem bogaczy. Praktycznie niemal wszyscy pracujący złapali za kalkulatory. Dowiedzieli się, że w Polsce nie warto zarabiać więcej. A jak już zarobią średnią unijną, nie polską, wówczas niemal wszystko co zarobią, oddadzą Mateuszowi. Nie każdemu to się spodobało.

Polacy chcą zarabiać więcej niż 6000 zł mies.
Ci, którzy nie zarabiają, też chcą.


Błąd nr 2 – założenie, że Polak jest totalnym socjalistą

Na moich oczach nawet totalni zwolennicy rządu (a znam takowych wielu) niespodziewanie zaczęli przeklinać:

Bez podatku dla młodych, mieszkania dla młodych, umarzane kredyty dla młodych, do upadłej pani pracującej ciężko na życie w nędzy, co jeszcze? Młodych należy wychowywać, także ekonomicznie, uczyć życia, a nie tylko rozdawać im prezenty — usłyszałem od zajadłego konserwatysty. I nic dziwnego, bo konserwatyzm to wcale nie socjalizm.

— Panie Maćku, to teraz ja już będę musiała zamknąć firmę — usłyszałem od pewnej biznesłumen.

— Maciek, to jam [cenzura] w tej mojej korporacji od rana do wieczora, a wszystkie nieroby dostaną wszystko za darmo — usłyszałem od znajomego z korpo.

No właśnie. Założenie, że po 32 latach od obalenia komuny Polak jest totalnym socjalistą, chyba jednak okazało się zbyt optymistyczne. Prezes jest totalnym socjalistą – to wiem. Wystarczyło przeczytać jego wywiad do Sieci. Bankster też – bo Prezes tak lubi. A Bankster robi to, co Prezes lubi, bo innych przyjaciół przecież... nie ma. 

Ale czy większość Polaków to totalni socjaliści – jak wychowany na Gierku Prezes? Czy większość Polaków jest zadowolonych z państwowej służby zdrowia? Nie sądzę? Czy większość Polaków uważa, że wszystkie przedsiębiorstwa winne być państwowe? Nie sądzę? Czy większość Polaków uważa, że pieniądze powinno rozdawać państwo, a nie powinny one brać się z pracy? Nie sądzę.

Oczywiście przeżyliśmy ponad dwie dekady rabunkowego i wyzyskowego kapitalizmu. Niedostrzeżony problem Prezesa polega jednak na tym, że Polak jest zaradny. Polak zaklął, wyszydził rabunkowych i wyzyskowych kapitalistów, ale zamiast zakładać związek zawodowy, wziął się do pracy. Dzisiejsza Polska to nie tylko dwa miliony drobnych przedsiębiorców zatrudniających połowę wszystkich pracowników. Dzisiejsza Polska to grono zaradnych specjalistów, inżynierów, informatyków, handlowców. W Polsce mieliśmy chyba najwyższy współczynnik w Europie scholaryzacji na poziomie studiów wyższych. Polak nie po to studiował dwa fakultety, chodził na różne doszkalania, aby teraz stać się socjalistą  i przeklinać bogatych zarabiających 6000 zł miesięcznie. Polak uczył się po to, aby zarabiać o wiele więcej. Już okazało się, że 500 zł z programu socjalnego miesięcznie nie stanowią na tyle atrakcyjnych pieniędzy dla młodych, aby rzucili się oni do rodzenia dzieci. Dla mnie to truizm, dla rządu – o dziwo – niespodzianka.

Wniosek jest taki, że w postkomunistycznej, ale bardzo ambitnej Polsce, socjalizm wcale nie jest pożądanym przez większość obywateli ustrojem. Z sentymentem patrzą na Nowy Polski Ład może ci, którzy pamiętają rządy E. Gierka, ale to – w komplecie – dziś emeryci. A reszta? Tylko ci, którym nie chce się pracować. Wszyscy, którzy mają jakieś ambicje, muszą spojrzeć na ten program co najmniej podejrzliwie, jeśli nie z niechęcią.

Towarzysz Gierek byłby też prekursorem myśli NPŁ


Błąd nr 3 – kto za to zapłaci?

A kto za to zapłaci? — zapomnieliśmy chyba o kluczowym pytaniu.
— Jak to kto? Ci bogaci? — brzmi poprawna politycznie odpowiedź.
— Czyli kto? — niektórzy jednak dopytują się upierdliwie.

Czyli kto? We wspominanych założeniach mistrzów excela miało być prosto – ci, którzy zarabiają powyżej średniej. Jest ich odpowiednio dużo, mieli też dostać po zębach odpowiednio mocno, mocniej niż wynosić miała wartość prezentów dla tych z niższego szczebla drabiny społecznej. Tyle, że wiemy już, iż to... nie wyszło. Okazało się bowiem, że ucierpi tzw. klasa średnia, przez Bankstera rozumiana jednak inaczej niż z powszechnej definicji: jako pracownicy firm państwowych i urzędów. Ci podnieśli krzyk i pojawił się algorytm. Tyle, że ten algorytm wywala w [cenzura] założenia i wyniki tego excela. Wywala, bo musi – matematyka głupcze! 

Kolejnym źródłem finansowania miał być europejski Fundusz Odbudowy. Rząd wynegocjował miliardy z unii i teraz ma dwa wyjścia:

  • dać te miliardy z unii wydać sektorowi przedsiębiorstw wg jakichś sprawiedliwych kryteriów
  • lub samemu je rozdysponować.
Co wybiorą socjalista z urodzenia Prezes oraz socjalista z wyrachowania Bankster, można się domyślać, można nawet być pewnym. Problem w tym, że to może się okazać... nie takie proste. Może się bowiem okazać, że do tych pieniędzy można się oczywiście dobrać, tyle że wg kryteriów unijnych, a nie wg kryteriów Nowego Polskiego Ładu. I fakt ten znów wywala pomysł w [cenzura].

No to zostaje nam ostania, ale najbardziej prawdopodobna opcja: za Nowy Polski Ład zapłacą znienawidzeni przez Prezesa przedsiębiorcy. Przypuszczam nawet, że Prezes wypowiadając słowo przedsiębiorca, robi to z dużym grymasem na twarzy, jednocześnie powstrzymując się przed tymi słowami, które podpowiadają mu myśli: kułak, złodziej, wyzyskiwacz.

Problem w tym, że rządzący tę myśl nie tyle już realizują, co ją już zapowiadają. A kradzież  zaplanowana (tak myślą o tym nowym ładzie przedsiębiorcy) może okazać się trudna do zrealizowania:

     <Firma w Czechach>

     <Pomagamy w przekształceniu działalności gospodarczej w spółkę z o.o.>

     <Upadłości i oddłużenia>

To tylko niektóre z zaobserwowanych ogłoszeń wyspecjalizowanych firm doradczych i kancelarii prawnych. Wniosek?

Wniosek jest taki, że za Nowy Polski Ład nie ma kto zapłacić. I kłania się tu przekleństwo byłej premier Wlk. Brytanii:

— Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy — twierdziła Stalowa Małgośka.

Stalowa Małgośka

No właśnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz