czwartek, 1 grudnia 2016

Przed sezonem. Cz. III. Białka



Białka Tatrzańska i okolice – w Polsce też można i dlatego nie da się tam jeździć

Na początku wieku w naszej szerokości geograficznej cierpieliśmy na deficyt dobrej infrastruktury narciarskiej, ze szczególnym uwzględnieniem wyciągów krzesełkowych oraz innego typu kolei linowych. Narciarz mógł sobie co prawda używać na bardzo wąskich, kamienistych, lecz nieźle rozbudowanych trasach w Szczyrku i Korbielowie, ale wyciągi tamtejsze pamiętają moje dzieciństwo, a było to, wierzcie mi, bardzo dawno temu. Dziś rozbudowała infrastrukturą niesamowicie Słowacja wprowadzając równolegle niestety alpejskie ceny. W Polsce wyłamuje się z tego schematu przede wszystkim Białka i okolice, chociaż rozmach inwestycyjny w innym miejscach też był niezły. Ale Białka korzysta z zastoju Zakopanego oraz wspomnianych Szczyrku i Korbielowa. Schemat jest wydawałoby się prosty, jednakże nie jest powszechnie stosowany gdzie indziej. Można go w skrócie przedstawić tak: wygodne dla wsiadających i wysiadających wyprzęgane wyciągi krzesełkowe, codziennie ratrakowane i oświetlone szerokie trasy z nadreprezentacją raczej łatwych, knajpa z dobrym jedzeniem na dole i druga na górze, mnóstwo armatek śnieżnych pozwalających się uniezależnić od kaprysów natury i otwierać sezon zawsze mniej więcej na przełomie listopada i grudnia a zamykać w kwietniu oraz umiarkowane ceny możliwe do zaakceptowania dla przeciętnej rodziny w Polsce. Jakie to proste, prawda. No i, wbrew powszechnej opinii, w Białce zaawansowany narciarz też znajdzie (tak zwane boki Kotelnicy) trasy dla siebie.

To pozostaje tylko korzystać z tego raju, można sobie powiedzieć. Nic bardziej mylnego. Tak, tak, potwierdzam te wszystkie zalety ośrodka. Ma on jednak tylko jedną wadę. Taką malutką, będącą skutkiem wyliczonych zalet, ale jednak decydującą o tym, że tam się w ogóle jeździć na nartach nie da. Jeśli nie wiecie Państwo o co chodzi, to spróbujcie w sezonie zadzwonić do jakiegokolwiek pensjonatu w miejscowości i poprosić o rezerwację dla swojej rodziny od jutra. Śmiech po drugiej stronie słuchawki będzie słychać aż na Giewoncie, a to w linii prostej jakieś dwadzieścia kilometrów.

Sukces Białki ją po prostu zabił. Jest ona jedyną w Polsce miejscowością, dającą pewność, że zamówiony latem pobyt narciarski na Święta Bożego Narodzenia, na „Sylwka”, na ferie zimowe, czy nawet na Święta Wielkanocne będzie rzeczywiście … narciarski. Unika się bowiem ruletki typu: będzie śnieg i będą czynne wyciągi i trasy / nie będzie śniegu i nie będą czynne wyciągi i trasy. Problem polega na tym, że dziś tej ruletki chce uniknąć większość twoich czytelniku rodaków jeżdżących na nartach. I przebywając na urlopie na deskach w Białce masz okazję spotkać większość z około miliona polskich narciarzy. W tej w sumie … małej miejscowości. A wyciągi mają świetną przepustowość kilkunastu tysięcy osób na godzinę, ale gdzie tej liczbie tam do miliona. Oznacza to, że jeśli tam pojedziesz, to czeka cię miły urlop, gdzie w długich kolejkach poznasz wielu nowych znajomych, a na trasach będzie kolorowo od roju ludzi bez cienia miejsca do przejazdu. Trochę szkoda, bo narciarska jakość tras i wyciągów jest przednia, ale niestety na dziś w ogóle nie ma tam jazdy. Trzeba kibicować, aby inne tradycyjne niegdyś, a dziś zapyziałe infrastrukturalnie ośrodki odciążyły nieco Białkę, bo inaczej jej problem będzie wciąż aktualny. Niestety, znam wielu narciarzy, którzy na propozycję wyjazdu tam kręcą głową i mówią szczerze: A po co? Ja chcę pojeździć na nartach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz