środa, 10 marca 2021

Człowiek prosi, Bóg spełnia jego życzenia! Tylko, czy o to chodziło?

Przyznam, że jestem pod wrażeniem (nazwy, koloru) tego obrazka:


Myślę, że towarzysz Lenin, towarzyszka Wasilewska i towarzysz Dzierżyński byliby dumni. I nie, nie chodzi o żadne prawa, chodzi mi tylko i wyłącznie o ewidentnie komunistyczny kontekst niesionego sztandaru. Pomysł swego czasu wykluł się w głowie towarzysza Uljanowa (pseud. Lenin). Na początku XX w. kobiety nie miały praw wyborczych, żyły w zasadzie w cieniu swojego mężczyzny, a ich głównym zadaniem było dbanie o dom i dzieci. A rewolucja przemysłowa (a nie ideologiczna) potrzebowała rąk do pracy, w tym także robotnic. Więcej w tym wszystkim było więc pragmatyki niż idei – więcej podstępu niż postępu.

Było pewnie wiele dam, które modliły się 100 lat temu o wolność kobiet. Dziś, trzeba to stwierdzić, ich następczynie znalazły się w sytuacji, gdy Bóg spełnił życzenia ich prababć z modlitw sprzed 100 lat. Mają prawa wyborcze, prawa głoszenia swoich poglądów, mogą rodzić dzieci lub nie, mogą żyć z mężczyzną lub bez, mają pracę, mogą nawet firmy prowadzić – jak moja żona, która potem jakieś cyferki (jest księgową) wprowadza po nocach lub w wolne niedziele. Ale skoro jest feminizm, niech pracuje po nocach gdy ja śpię – ja o to nie walczyłem. Osobną kwestią pozostanie to, czy są zadowolone. Nie wiem, ale to temat na osobny esej – niekoniecznie mój.

Jeszcze inną kwestią pozostaje fakt historyczny, że całą tę "cywilizację wolności praw" zastopował towarzysz Dżugaszwili (pseud. Stalin). Stalin szykował się do wojny, konkretnie do podboju świata, i potrzebował karnego wojska i dyscypliny, nie degrengolady. Więc postęp został (dosłownie) rozstrzelany.

"Then came the churches
Then came the schools
Then came the lawyers
And then came the rules
Then came the trains
And the trucks with their loads
And the dirty old track was the telegraph road"
— śpiewał Mark Knofler w utworze zespołu "Dire Straits" ciągnącym się jak guma do żucia (14 min. 15 sek.) pt. "Telegraph road". Śpiewał o cywilizacji postępu, budowy, rozwoju.

Dziś mamy cywilizację niszczenia. Komunizm w wydaniu leninowskim (nie tylko na sztandarach, ale i w życiu) wraca. Co ciekawe, miesza w umysłach młodych ludzi, działając ścieżkami wydeptanymi na Zachodzie. Wydawałoby się, że pokomunistyczne społeczeństwa są na niego odporne, ale zapominamy, że nowe pokolenia nie mają prawa pamiętać komuny. One żyły już w "nowym świecie" i dla nich to, że Unia Europejska płaci rybakom za niełowienie ryb, górnikom za niewydobywanie węgla oraz dopłaca konsumentom do zakupu samochodów elektrycznych, to same oczywistości. Nie widzą w tym niczego złego.

Tyle, że to właśnie cywilizacja niszczenia. O istocie komunizmu pięknie pisze Wiktor Suworow w „Matce diabła”: „Wszyscy socjaliści wyznają w takiej lub innej formie to samo. Weźcie program dowolnej partii socjalistycznej, materiały z jakiegokolwiek ich kongresu, przemówienie płomiennego rewolucjonisty lub hasła postępowego związku zawodowego, odrzućcie puste słowa i frazesy – a jest ich tam sporo – dokładnie wyciśnijcie i w tym, co pozostanie, odkryjecie istotę: będziemy pracować coraz mniej, a brać coraz więcej. Najważniejsze jest to, że człowiek, grupa ludzi, związek zawodowy czy partia realizują tą zasadę, wydają się być bojownikami o wolność i sprawiedliwość: przecież nie dla siebie się staramy, ale dla dobra całego cechu czy całej klasy, całego kraju i ludzkości. Wykorzystując to gładkie hasło (oczywiście nie w gołej i szczerej postaci, a w otoczeniu pięknych frazesów), można zniszczyć każdą, nawet najpotężniejszą gospodarkę. To hasło pomaga torować drogę do władzy. Tłum zawsze was poprze: czy ktoś by nie chciał pracować coraz mniej, a brać coraz więcej? Ale ci, którzy na grzbiecie zasad sprawiedliwości dorwą się do władzy, będą musieli natychmiast z nich zrezygnować. Ponieważ pracując coraz mniej, nie można dostawać coraz więcej. Państwo upadnie.” Problem, że ci, którzy walczą o te idee stricte komunistyczne na polskich uczelniach, polskich ulicach i w polskich think-tankach, jeszcze tego nie wiedzą.

A ja jestem przerażony tym "Nowym Polskim Ładem", tym unijnym "Zielonym Ładem", tą prezesowską "Piątką dla Zwierząt" i innymi ideami, które charakteryzują ludzi niedorosłych, a które obecna władza taranem w Polsce wprowadza. Jestem też przerażony skalą uzależnienia biznesów w dobie "pandemii" od różnych form pomocy rządowej. Bo ludzie dorośli wiedzą, że dobrobyt bierze się z ciężkiej pracy, że w życiu nie ma nic za darmo, że każdy musi sam dbać o siebie i swoją rodzinę. Ludzie niedorośli wierzą ... Unii Europejskiej i państwu polskiemu, że te instytucje za nich ułożą ich życie i "dadzą pieniądze" na to życie. 

Idée fixe? Poprzednia władza udawała, że coś w tej mierze robi, a tak naprawdę chodziło jej tylko o kasę z Brukseli. Była cyniczna, acz pragmatyczna. A więc jednak idée fixe? A skądże! Obecna władza naprawdę zamierza pozamiatać polskie górnictwo, energetykę i rolnictwo w imię unijnej ekologii

— Nie będziemy mieli pracy, ale za to będziemy mieli czyste powietrze — tak rysuje się po likwidacji górnictwa przyszłość mojego miasta – Rudy Śląskiej. Czy naprawdę to najwłaściwsza droga?


— Ale jeśli komunizm ostatecznie zwycięży, "nikt nie będzie zadawał takich pytań" — można rzec, parafrazując kandydata na prezydenta Polski.

Niestety jest to nie tylko możliwe, jest to dziś bardzo prawdopodobne. Oczywiście potem ta cywilizacja upadnie, ale proces upadku będzie trwał dekady, być może wiele dekad. Więc ja mogę stwierdzić, że:

— Urodziłem się w komunie, no i w komunie umrę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz