środa, 10 lipca 2019

Wieczny rozwój? To niemożliwe! Nawet w handlu

Silesia City Center — świątynia zakupów
  • W 1997 r. powstało pierwsze w aglomeracji śląsko-zagłębiowskiej wielkie Centrum Handlowe M1. Wydawało się wówczas, że jest ono tak wielkie, że obsłuży całą aglomerację i nie trzeba już żadnego więcej.
  • W 2005 r. powstała Silesia, konkretnie: Silesia City Center — nowy kościół zakupoholików na Śląsku. Przyjeżdżający z rodzinnymi wizytami na Śląsk "nowi Niemcy" twierdzili, że u nich czegoś takiego jeszcze nie ma.
  • W 2008 r. ukończona została ... rozbudowa M1 w Czeladzi do 68 tys. m kw. powierzchni handlowej.
  • W 2011 r. ukończona została ... rozbudowa Silesii. Jak podaje ciocia Wiki, "liczy ona 86 tys. m kw. powierzchni. Znajduje się na jej terenie 310 sklepów, punktów handlowo-usługowych, kawiarni i restauracji oraz trzynaście sal kinowych". Ponadto możemy wyczytać, że to monstrum ma "parking (A, B) – częściowo podziemny (C, D, E)oraz nadziemny (F), D i F strzeżone, a także bezpłatny parking dla rowerzystów".
  • W 2013 na węźle autostradowym Sośnica, zdecydowanie zbyt rozbudowanym, powstała Europa Centralna z powierzchnią handlową 67 tys. m kw.
  • Gemini Park, Sarni Stok, Galeria Sfera, Auchan, Galeria Waga, Centrum Handlowe Rywal, Tesco Extra, Dom Handlowy Klimczok — to tylko wyrywek z wyszukiwania słów "centrum handlowe" na internetowej mapie Bielska-Białej.
  • "Ponad 2850 sklepów Biedronka w całej Polsce" — reklamuje się na swojej stronie sieć Jeronimo Martins.
  • "W 2019 r. Biedronka może mieć już 3000 sklepów w Polsce" — podają Wiadomości Handlowe.

Wydawałoby się, że ten rozwój jest stały i nie może mieć końca.
Wszyscy myśleli, że ceny będą tylko rosnąć! — to znany slogan z badania powstania i pęknięcia bańki internetowej oraz dekadę później bańki nieruchomościowej w USA.
W przypadku polskiego rynku handlu detalicznego jest chyba podobnie. Optymistom wydaje się nadal, że rynek może tylko rosnąć. Powinna mu jeszcze dodatkowo sprzyjać dobra koniunktura gospodarcza oraz wyjątkowo hojne transfery socjalne rządu, który za ich pomocą po prostu ... wrzuca pieniądze na rynek. Zawsze głównym beneficjentem takich akcji była sfera handlowa.

Ale chyba nie tym razem! — to powie pesymista. Branża handlowa chyba bowiem się jednak powoli ... zapycha. Rynek żarł, żarł, aż się nażarł. Większość spektakularnych upadłości lub wycofań z rynku ostatnich lat dotyczy branży handlowej: Praktiker, Alma, Real, kilka innych marek. 

A teraz czytamy o w Business Insider:
"Ekspansja dyskontów, rozwój małych sklepów w formacie convenience, rosnący rynek gastronomii i usług delivery czy rozwój sprzedaży żywności przez internet - to zjawiska, które wpływają na zmniejszenie sprzedaży w hipermarketach."

Czytamy też o Tesco:
"Tesco poinformowało o zamknięciu czterech hipermarketów i jednego z centrów dystrybucyjnych w naszym kraju. To kolejne sklepy w Polsce, które likwiduje brytyjska sieć, zmagająca się od lat z problemami. Nie podaje na razie, ilu pracowników straci pracę.
Sklepy Tesco, które zostaną zamknięte, zlokalizowane są w: Nowym Sączu (ul. Prażmowskiego), Rudzie Śląskiej (ul. 1 Maja), Starogardzie Gdańskim (ul. Zblewska) i Olsztynie (ul. Pstrowskiego). Wszystkie są wolno stojącymi hipermarketami.
Tesco zamyka też jedno z trzech swoich centrów dystrybucji, mieszczące się w Poznaniu."

Na ww. przyczyny nakładają się jeszcze sprawy typowo polskie:
  • rosnące lawinowo ceny energii elektrycznej;
  • rosnące lawinowo koszty pracy;
  • likwidacja "bramy prawnej" w postaci "wynajmu" tanich pracowników z agencji pracy tymczasowej;
  • rosnąca pozycja dostawców, którzy już nie robią dla sieci "najtańszych na świecie produktów" z zapłatą w "najdalszym możliwie okresie" za te produkty;
  • zmiana mentalności klientów wraz ze zmianą pokoleniową — ukierunkowanie na produkty "lepszej marki" zamiast tego, w czym większe i mniejsze sklepy specjalizowały się od lat, czyli "najniższej ceny".
    Dane COIG

Te czynniki wpływają na to, że większe centra i sieci mniejszych sklepów poszukują jakiejś nowej ścieżki "niskich kosztów", tu znów za Business Insider:
"Sklepy, w których nie ma tradycyjnych kas i kasjerów, to nie przyszłość, ale coś, z czym możemy się spotkać. Zarówno Amazon, jak i stacjonarne sieci handlowe testują takie rozwiązania. Plany wobec sprzedaży w modelu grab&go ma też sieć Żabka."

No... nie wiem, czy branża sama sobie nie strzela w stopę. Młodzi i tak kupują w "internetach", a nieco starsi, a zwłaszcza mocno starsi ludzie to core business handlu stacjonarnego, przynajmniej poza ciuchami. Choć kto wie, czy poza? A starsi klienci mają często ogromne problemy z obsługą kas — jak wskazuje nazwa — samoobsługowych. Wielu z nich poci się na myśl o obsłudze bez kasjera, wielu z nich też nigdy w życiu nie miało karty płatniczej. 

Co z tego wyniknie? Ano pożyjemy, zobaczymy. Ja przypuszczam, że padnie jeszcze kilka marek, a reszta ... docelowo na tym zarobi. Po prostu rynek się wyczyści z hazardzistów (ci, co postawili tylko na taniochę i tylko na życie na koszt dostawców), z frajerów (ci, którzy nie znają swojego klienta) oraz z biedaków (na tym rynku to ci, którzy nie mają wielosetmilionowej poduszki kapitałowej). 


wtorek, 9 lipca 2019

Ach ten Bytom! Lodowisko dostanie 15 mln zł dofinansowania. A nie chcecie odrestaurować Hasioka przy ul. Zabrzańskiej?

Z Bytomiem nie jestem związany ani metrykalnie, gdyż urodziłem się w Rudzie Śląskiej, ani lokalizacyjnie, gdyż moje miejsce to ... Nowy Bytom (zupełnie coś innego), ani nawet sentymentalnie, gdyż jestem kibicem piłkarskiego Ruchu Chorzów i — chyba dziś przede wszystkim —  hokejowego Naprzodu Janów. Ale nie potrafię przejść obojętnie wobec tego, jak wygląda współczesny Bytom, ani jaką ma on ostatnio prasę ze względu na:
  • oskarżenia o niezbyt rozsądne gospodarowanie wobec poprzednich władz miasta;
  • wycofanie się Polonii Bytom z rozgrywek męskiej ligi hokeja;
  • dziurę w ziemi w Miechowicach;
  • tragiczny wybuch gazu w centrum miasta.

Ot, patrząc na Bytom, sceptycy historycznych zmian mają w ręku dobitny dowód, że "małpa zepsuła zegarek".

Ale na tym szaro-burym tle pojawiają się powoli jaśniejsze plamy. Znalazły się pieniądze na remonty torowisk w centrum miasta. Piłkarska Polonia awansowała do III ligi. A dziś dziennik Sport podaje, że:

"15-milionowe wsparcie dla Bytomia

 — Nowoczesna hala lodowa w  Bytomiu jest niezbędna dla rozwoju sportowego dzieci i młodzieży, ale również funkcjonowania profesjonalnego zespołu. Stąd też Ministerstwo Sportu i Turystyki postanowiło dofinansować tę inwestycję kwotą 15 mln zł  — poinformował wiceminister sportu rodem z Bytomia, Jan Widera, podczas wczorajszej konferencji prasowej w Biurze Promocji Miasta."

No dobra... Lodowisko więc powstanie. Powinno powstać według planów nie później niż do 30 września 2021 r. Tym sposobem zostanie załatwiony tylko jeden ze sportowych problemów Bytomia. Zniknie wreszcie słynna Stodoła, po której ... nikt nie płacze, o czym już pisałem w art. pt. "Tylko Stodoły ... w ogóle nie żal". W artykule znajdują się także wypuszczone do prasy wizualizacje nowego lodowiska.

A co z pozostałymi problemami do rozwiązania, tj. stadionami Szombierek (strasznie rozległy i zaniedbany) oraz Polonii (zupełnie rozkopany)? Otóż prawdopodobnie miasta nie stać na budowę dwóch obiektów w obecnych lokalizacjach. Zresztą obie są ... złe. Przebudowa Szombierek wymagałaby przeformowania tysięcy ton ziemi, bo przecież w takim kształcie jak obecnie, to jakikolwiek nowy stadion zmieściłby się ... wewnątrz starego. A przebudowa Polonii (zdecydowanie bardziej możliwa) jest o tyle kłopotliwa, że stadion mieści się przy osiedlu mieszkaniowym, coś a la Jastrzębie—Zdrój. 

Wobec czego zadam włodarzom miasta pytanie:
A nie chcielibyście odrestaurować (w sensie miejsca, nie dokładnie tego co było) Hasioka przy ul. Zabrzańskiej?

Hasiok jako nowy stadion miejski dla dwóch klubów naraz ma same zalety:
  • w miarę równy teren niewymagający burzenia wielkich wałów;
  • nie pełni on (ten teren) dziś jakichś istotnych funkcji nie do przeniesienia;
  • jest blisko centrum miasta, choć historycznie to nadal miejsce stadionu Szombierek;
  • jest łatwo dostępny zarówno dla kibiców Szombierek, jak i Polonii.

Ja mam dla władz Bytomia od razu dwie gotowe koncepcje, w wersji "na bogato" (6990 miejsc) oraz w wersji "na biednego" (3420 miejsc, ale z możliwością rozbudowy):



Obie koncepcje uwzględniają, że teren jest ograniczony (zwłaszcza ta "na biednego") i obie uwzględniają łatwą dostępność dla kibiców także z pochyłej ul. Zabrzańskiej.


niedziela, 7 lipca 2019

Polska deweloperka i polska ekologia. Wójt wydający pozwolenie został dyrektorem obiektu

Temat jest trudny. Z jednej strony chcemy, aby kraj się rozwijał i turyści przyjeżdżali do Polski, z drugiej u nas albo nie da się "nic" zrobić (patrz problemy z rozwojem Szyndzielni, Kotarza w Brennej, czy z budową ośrodka narciarskiego w Piwnicznej) z drugiej nagle jesteśmy zaskakiwani różnymi "zamkami" w Puszczy Noteckiej, czy - jak teraz czymś takim nad morzem:

Budowa hotelu w Pobierowie
J.w.

Mnie się ten bułgarski trend (patrz Słoneczny Brzeg i Złote Piaski) niespecjalnie podoba, ale zdania mogą być różne. Lubię rozwój, ale z zachowaniem pewnych ograniczeń. Zresztą czasem te ograniczenia to dopiero napędzają popyt na turystykę, tu przywołam model kanaryjski (Lanzarote - brak wysokiej zabudowy w ogóle).

Z drugiej strony ciekawa w tej naszej polskiej deweloperce jest rola tzw. organizacji ekologicznych w Polsce. Raz blokują "wszystko, co się dzieje", a raz nie widzą problemów w tych różnych "zamkach" zlokalizowanych w różnych "puszczach". Ot, chyba po prostu trzeba "umieć" z nimi rozmawiać.

Dlatego mamy dziś straszne kontrasty:

  • Z jednej strony mamy miasta i miejscowości, gdzie władze najchętniej by wszystko zamieniły na tereny pod budowę nowych bloków i innych przedsięwzięć deweloperskich, jak na przykład Katowice (las sprzedany Murapolowi, spór o budowę na terenach rekreacyjnych na Muchowcu, planowana budowa bloków na miejscu stadionu uczelnianego).
  • Z kolei z drugiej strony mamy miasta i miejscowości, gdzie od lat niczego nie da się zrobić i wybudować.

Coż, taki lajf! Może po prostu prezydenci i burmistrzowie tych drugich miast i miejscowości są "mniej zaradni". Przy okazji dowiadujemy się bowiem, że "zaradności" nie można odmówić b. wójtowi gminy Rewal, na terenie której powstaje wspomniany hotel:

"Wokół budowanego w Pobierowie (woj. zachodniopomorskie) Hotelu Gołębiewski pojawiło się wiele kontrowersji. Były wójt gminy Rewal, który sprzedał ziemię pod budowę obiektu, został dyrektorem hotelu. Gmina broni się, że plan miejscowy dopuszcza w tym miejscu 50 metrów wysokości zabudowy." - czytamy tutaj: link!

A ja przypominam w tym kontekście pomysł z Zakopanego, który jakiś nieodległy czas temu też wywołał niezłą dyskusję:

Turystom z W-wy też należy się skromne zakwaterowanie pod Tatrami

sobota, 6 lipca 2019

Nie pozwólmy zniszczyć Rozwoju!


  • Nie ma już hokejowego i koszykarskiego Baildonu Katowice.
  • Nie ma już hokejowego Górnika Katowice (jego tradycje przejął GKS).
  • Nie ma siatkarskich Czarnych Katowice (jego tradycje przejął GKS).
  • Nie ma szachowego Hetmana Katowice (jego tradycje przejął GKS).
  • Za chwilę nie będzie piłkarskiego Rozwoju Katowice, który właśnie traci stadion i szansę na jakiekolwiek pieniądze.
  • Jest jeszcze, chyba z naciskiem na słowo "jeszcze" hokejowy Naprzód Janów, ale to kwestia czasu, aż władze Katowic go "posprzątają".

Nie ma mojej zgody na taką politykę!

Inna liga hokejowa. Ernest! Dlaczego mi przypominasz, że ja się też starzeję

Dzieje się w klubach hokeja na lodzie w Polsce. Dziś o Naprzodzie, problemach licencyjnych innych klubów oraz zaprzestaniu wspierania m.in. GKS-u K-ce przez ... klientów energetyki.

Pożegnania weteranów w Naprzodzie


2017 r. Marek Pohl wygrywa I ligę. Zdjęcie własne
Chyba najbardziej spektakularna informacja to zakończenie kariery przez Marka Pohla (Ernesta), bezwzględnie najstarszego czynnego (cały czas na lodzie bez miejsca w składzie za piękne oczy) hokeisty naszych czasów. Nie wypominając zbyt głośno wieku (ur. w 1971 r.) zawodnikowi, kilka liczb Ernesta w tym kontekście jest imponujących:

  • od 15 lat bez żadnej przerwy grał w Naprzodzie Janów;
  • od 15 lat łączył pracę zawodową (górnik) z grą w hokeja;
  • w sumie 23 lata grał w Naprzodzie Janów;
  • w sumie 30 lat grał na poziomie ligowym w Polsce;
  • z Naprzodem Janów 3-krotnie wygrał I ligę, a 4-krotnie awansował do ekstraligi;
  • największe sukcesy Ernesta to:

  • Silver medal with cup.svg Srebrny medal mistrzostw Polski (3 razy): 1992 z Naprzodem Janów, 2002, 2003 z GKS Katowice
  • Bronze medal with cup.svg Brązowy medal mistrzostw Polski (1 raz): 1998 z GKS Katowice
  • Gold medal with cup.svg Złoty medal mistrzostw Polski (2 razy): 2000, 2001 z Unią Oświęcim
  • Gold medal with cup.svg Złoty medal I ligi (3 razy): 2014, 2017, 2019 z Naprzodem Janów


Marek Pohl pewnie i grałby dalej w Naprzodzie w ekstralidze, gdyby nie ... restrukturyzacja górnictwa. Zamknięto praktycznie jego kopalnię (KWK Wieczorek) i przeniesiono dwukrotnego złotego medalistę mistrzostw Polski do innej kopalni. To ostatecznie zamknęło szansę na dalszą grę na profesjonalnym poziomie dla człowieka, którego świat (dom, praca, klub sportowy) mieścił się praktycznie w kilometrze kwadratowym w katowickiej dzielnicy Nikiszowiec.

Ernest! Dziękujemy za lata profesjonalnej postawy na lodzie! Ala mnie (i pewnie nie tylko dla mnie) jako fana hokeja to nowa epoka! Świat, w którym prawdziwych sportowców już dziś nie ma! Ponadto Ernest, nieco ode mnie ... starszy, nagle mi przypomniał, że ja też się starzeję. Póki grał na poziomie ligowym w hokeja (w ost. sezonie w I ataku), mogłem się uważać za młodzieniaszka!

A obok Ernesta podobno karierę w klubie z Nikisza kończą m.in. inni weterani (choć przy Erneście to młodzież) - Marcin Jaros oraz Michał Gryc. Michał Gryc to kolejny zawodnik, który był tak mocno związany z jednym klubem. Cała jego 12-letnia kariera łączy się z Naprzodem. A genialny technik - Marcin Jaros ma za sobą imponujące jak na krajowe warunki sukcesy:


  • Gold medal with cup.svg Złoty medal mistrzostw Polski: 2001, 2002, 2003, 2004 z Unią Oświęcim
  • Silver medal with cup.svg Srebrny medal mistrzostw Polski: 2005 z Unią Oświęcim
  • Bronze medal with cup.svg Brązowy medal mistrzostw Polski: 2011, 2012 z Unią Oświęcim
  • Simple gold cup.svg Puchar Polski: 2002 z Unią Oświęcim
  • Simple silver cup.svg Finał Pucharu Polski: 2004, 2010, 2011 z Unią Oświęcim
  • Gold medal with cup.svg Złoty medal I ligi: 2019 z Naprzodem Janów


Zastaw się i postaw się


Kilka lat temu liga postanowiła być "super profesjonalna". Trudne procesy licencyjne, wyrzucenie dwóch klubów na niższy poziom (wspomniany Naprzód i Zagłębie Sosnowiec) za ... biedę, ściąganie tabunów graczy z zagranicy, i dziś mamy:
  • gigantyczne problemy finansowe i z licencją w Podhalu Nowy Targ;
  • podobne problemy w Toruniu;
  • problemy z licencją z powodu braku umowy na korzystanie z lodowiska w gdańskim Stoczniowcu;
  • pierwszy rok od lat bez hokeja w Bytomiu;
  • pierwszy rok od lat bez hokeja w Opolu;
  • utratę sponsora w Katowicach.

Wydaje się, że w ostatnich latach ekstraliga hokejowa zgromadziła naprawdę dobrych hokeistów oraz rozgrywki toczyły się niezwykle zaciętym poziomie. Tylko, że centrala związkowa zapomniała o wszelkich ... działaniach rozwojowych. Leży reprezentacja, w I liga prezentuje bardzo słaby poziom. Legło szkolenie młodzieży. Pojawiły się nagle dwa lata temu pieniądze od Tauronu (GKS Katowice - praktycznie stworzony nowy podmiot pod historyczną nazwą pod sponsora), Energi (Toruń) oraz PGE (Orlik Opole) i liga ... zgłupiała.

Nie trzeba giganta ekonomii, aby wiedzieć, że problemy z tak zwaną "ustawą o cenach prądu" mogą, a nawet muszą, się odbić na hojności energetycznych sponsorów. No bo dlaczego mają one wydawać pieniądze na hokej, jak tu trzeba gasić (także finansowo) problem z drastycznie drożejącą energią? Jak to wytłumaczyć klientom, w sytuacji, gdy wspomniane firmy de facto państwowe są także de facto monopolistami? Bo niby jest rynek energii, ale jak działa, to temat na odrębną opowieść. GKS Katowice poradził sobie przez zwiększenie hojności ... miasta, ale jest to droga, w której nie ma już żadnego marginesu na ... mniej hojne władze samorządowe. Gdyby GKS-owi nagle trafiło się takie "nieszczęście" - bez pudła przestałby istnieć. Dziś kibice GKS-u nie czują w ogóle takiego niebezpieczeństwa, ale - możecie mi wierzyć - ono może kiedyś pojawić się na horyzoncie. Klub i miasto zabrnęli w toksyczną zależność, w której strumień  pieniędzy (z miasta do klubu) odgrywa kluczową rolę. Została zachwiana zasada zarządzania ryzykiem: nigdy nie wkładaj wszystkich jabłek do jednego koszyka.

W każdym razie ligę dwa lata temu dotknęła wiara w cuda poparta ... państwowymi przecież pieniędzmi. Będziemy potęgą w profesjonalnym hokeju? A skądże, to totalna bzdura. Dyscyplina powinna zrobić rachunek sumienia, przypomnieć sobie o roli szkolenia młodzieży oraz zrobić ... rachunek kosztów. Trzeba wreszcie zacząć liczyć pieniądze, które się posiada, a nie pieniądze, których nie ma. 

"Może być biednie, ale powinno być uczciwie" - to słowa bodajże trenera Szopińskiego na temat nowej szaty (dużo młodszej) Naprzodu. Warto ten apel rozciągnąć na całą ligę. 

Warto też już dziś  podjąć działania, aby ośrodki w których hokej padł lub się wyprowadził (Warszawa, Bydgoszcz, Łódź, Bytom, Opole, Sanok), za jakiś czas wróciły na hokejową ligową mapę Polski. Warto też być może podjąć działania, aby hale przystosowane do hokeja, jak Warszawa, Pruszków, Cieszyn, Bielsko-Biała, Lublin, nie były zamieniane na boiska dla innych dyscyplin. 

Warto też wspierać mniejsze, niezbyt dostosowane infrastrukturalnie, ale ambitne ośrodki hokejowe, jak Poznań, Dębica, Orzegów.
Lodowisko w Orzegowie. Zdjęcie własne

Lodowisko w Orzegowie. Zdjęcie własne

Aby całkowicie nie dezawuować kierunku, który obrała dyscyplina jakiś czas temu, czytaj: oparcie na państwowych firmach, muszę dodać, że tak dzisiaj mają ... wszystkie dyscypliny w Polsce, praktycznie cały świat sportowy. 

Nikt nigdzie nie ma ochoty na trudną konfrontację z "rynkiem". Tu każdy próbuje wydeptać ścieżki do znajomego polityka lub znajomego prezesa w koncernie zależnym od państwa. Czy to dobrze? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.

piątek, 5 lipca 2019

Wakacje z księgową. Mañana

Segovia. Wakacje z księgową
Dziś z przyczyn kalendarzowych muszę oddać hołd mojej księgowej. 25 lat lat temu pierwszy raz spędziłem wakacje z księgową (daleki wyjazd samochodowy z namiotami) i potem ... już poszło. Teraz już mam w tym (to znaczy w spędzaniu wakacji z księgową) jako taką wprawę, ale wówczas musiałem się nauczyć kilku podstawowych rzeczy, które budziły moje zdziwienie:

  • Księgowa wcale nie kocha oszczędzania. Akceptuje, ale nie kocha. Przynajmniej na wakacjach. Kupowanie na wakacjach z księgową najtańszej mielonki, najtańszych okularów słonecznych, najtańszego papieru toaletowego, najtańszego szamponu ("Po co komu w ogóle szampon na wakacjach?" — myślałeś pewnie do tej pory) oraz omijanie muzeów, w których bilet wstępu jest drogi, czyli kosztuje więcej niż wino ("Po co zwiedzać ten Malbork, jak widzieliśmy go w kinie na Krzyżakach?"), wcale nie budzi jej entuzjazmu. Księgowa nie po to oszczędzała cały rok, aby nadal oszczędzać na wakacjach. Na wakacjach ona chce ... wydawać - przynajmniej w takim zakresie, jak jest to w ramach rozsądku (czytaj budżetu) możliwe.
    Księgowa też chce zobaczyć Akropol
  • Księgowa oczekuje domyślności: że jest głodna, że chce odpocząć, że ... wstaw dowolne. W życiu bym się nie domyślił, że słowa "Kochanie, ładna ta sukienka?" w rzeczywistości oznaczają "Słuchaj, głąbie, chcę od ciebie tę sukienkę!". Tę sukienkę, która wcale nie była nawet droga. Nie domyśliłem się, co kosztowało mnie konieczność patrzenia w smutne oczy i tłumaczenia się w dalszej podróży - jakieś circa 300 km od sklepu. W sumie: posiadania wyrzutów sumienia do tej pory.
  • Księgowa bywa zmęczona całodniowym zwiedzaniem.
    Burgos
  • Dla księgowej stadiony nie są głównym celem turystycznym.
    Stadion mało znanego klubu
  • Księgowa wcale nie wykąpie się w rzece, tylko oczekuje ... łazienki.
  • Księgowa wcale nie prześpi się na karimacie pod gołym niebem, tylko oczekuje względnego dachu nad głową.
  • Księgowa ma zawsze zdecydowanie lepszy zmysł obserwacyjny od ciebie:

— Ale piękna plaża, jaka pusta, rozłóżmy tu ręczniki — mówisz do księgowej zdecydowany na zakotwiczenie.
— Piękna, jak piękna, ale spójrz tam, jak "ubrane" są tamte panie!
— Ooo — mówisz z mieszaniną podziwu i zdumienia.
— A spójrz tam, co ta pani robi temu panu!
— Ooo — mówisz już z mniejszym podziwem, przenosząc równocześnie ręczniki na inny fragment plaży, leżący nieco dalej od pola golfowego i kortów tenisowych.

W czasie wakacji z księgową możesz poznać świat i światowe zwyczaje. Ciekawie jest w wielu miejscach świata, a najciekawiej jest w Hiszpanii, gdzie 22 lata temu dotarłem z księgową ... polonezem ze Śląska aż pod Toledo.

Generalnie gdziekolwiek człowiek nie zawita, cokolwiek chciałby zwiedzić i dokądkolwiek się dostać w tamtym kraju, musi się nauczyć znaczenia słowa mañana. To pojęcie, jest znacznie szersze, niż proste tłumaczenie w słowniku: jutro. W Hiszpanii mañana stanowi odpowiedź na każde pytanie, coś takiego, jak niżej:

— Kiedy możemy się spodziewać autobusu do Madrytu?
— Mañana!

— Dlaczego muzeum jest zamknięte?
— Mañana!

— Señora, ten bilet kosztuje 120 pesetów. Ja pani dałem dwie stówy, a otrzymałem z powrotem tylko pięć dych!
— Mañana!

— Czy mogłaby Pani jednak znaleźć wolne miejsce na tym kempingu?
— Mañana!

— Dzień dobry! Chciałbym kupić bilety na zwiedzanie Prado.
— Mañana!

— Chcieliśmy zareklamować zamówienie, nic się nie zgadza.
— Mañana!

— Czy mógłby mi Pan pomóc i popchać trochę mojego poldka, bo mi akumulator wysiadł?
— Mañana!

Przy okazji trzeba przyznać, że polonez swego czasu wzbudzał niebywałe zainteresowanie Hiszpanów. I dawał okazję do zemsty:

— Panie, co to za samochód? Gdzie go produkują? Za ile można go kupić?
— Mañana!
Camping w Zarautz

Zarautz

Zarautz


czwartek, 4 lipca 2019

Koniec świata. Wczorajsi gospodarczy liberałowie apelują o upaństwowienie huty

Jak pisze Dziennik Zachodni "częstochowscy radni SLD i Koalicji Obywatelskiej wystosowali list otwarty do premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie podjęcia pilnych działań, które mają uchronić Hutę Częstochowa przed likwidacją. W poniedziałek zarząd ISD Polska, właściciel ISD Huty Częstochowa, złożył wniosek o upadłość zadłużonej huty."

Dziennik Zachodni epatuje nawet wiele znaczącym tytułem:
"Radni SLD i KO apelują do premiera: Upaństwowić Hutę Częstochowa!"

Oznacza to ... koniec świata! Przedstawiciele ugrupowań, które od lat liberalizowały polską gospodarkę, z wielkim pędem także do jej prywatyzacji, dziś mówią w sprawie częstochowskiego zakładu głosem, o który raczej można posądzać ugrupowanie dziś rządzące krajem. Co ciekawe, prawdopodobnie chcą się w tym temacie z rządem dogadać. Co jeszcze ciekawsze, prawdopodobnie się dogadają. Bo skończy się albo na przejęciu produkcji (bez długów raczej) przez tajemniczego inwestora zagranicznego, albo na ... upaństwowieniu. Innego wyjścia nie ma.

A ja mam małe schadenfreude. Od kilku lat piszę, że gospodarka (nieprzypadkowo, bo takie są właśnie preferencje społeczne) wyraźnie porzuciła tendencje globalistyczne oraz wolnorynkowe. Pisałem, że zmierza ona ku protekcjonizmowi, a naród ... wcale w tej materii nie zamierza protestować.

I w przypadku częstochowskiej huty, dziś jeszcze należącej formalnie do koncernu ISD z Donbasu, a nieformalnie do banków PKO i Pekao – na szczęście dla dalszych losów huty dziś podmiotów polskich i ... zależnych od państwa. Muszą państwo przyznać, że to istny ... chichot losu, choć nie sądzę, aby w Częstochowie było komukolwiek do śmiechu. Celem jest faktycznie dziś ... ratowanie zakładu, miejsc pracy i ... należności wielu dostawców.

Jasna Góra, al. Najświętszej Marii Panny, żużlowy Włókniarz i piłkarski Raków - z tego jest znana Częstochowa turystom. A dla mieszkańców pozostał tam w zasadzie jeden duży pracodawca: Huta Częstochowa właśnie. Mowa o mieście niedawno jeszcze z nieproporcjonalnie wysokim bezrobociem (5 lat temu ok. 14 proc., dziś ok. 3,5 proc.) i mowa o zakładzie, który w zasadzie ma problemy z rentownością i w konsekwencji finansowe od wielu lat, i który od wielu lat się zwija. Wszystko wskazuje na to, że bez pomocy państwa oraz państwowych banków może się zwinąć skutecznie.

Warszawa, 3 lipca 2019 r. Protest związkowców z ISD Huty Częstochowa przed siedzibą banku PKO BP
Demonstracja związkowców huty. Źródło: http://czestochowa.wyborcza.pl
"Chcemy pracować, kończcie negocjować" – apelowali związkowcy do banków, z których jeden miał wątpliwości, czy zgodzić się na upadłość ze sprzedażą całości lub części zorganizowanego przedsiębiorstwa potencjalnemu inwestorowi (a ponoć taki jest) z Wielkiej Brytanii.

"– Wracamy z dobrymi wieściami – zapewniał w drodze ze stolicy Włodzimierz Seifryd, szef Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego. – Władze PKO BP obiecały przyjąć wypracowane porozumienie dotyczące inwestora.

To właśnie temu państwowemu bankowi związkowcy z ISD Huty Częstochowa zarzucali hamowanie sprzedaży zakładu brytyjskiemu Greybull Capital LLP. Stąd pikieta pod warszawską centralą na ul. Puławskiej." – czytamy w prasie.

Całość pokazuje, że zakład może sobie faktycznie być formalnie i prywatny, ale jego problemy (zwłaszcza gdy zatrudnia tysiące osób) nie są już wcale takie dotyczące tylko prywatnych akcjonariuszy. Ba, można rzec, że dla nich to w sumie najmniejszy problem. Ot, porzucą biznes, zwiną się i znikną. A gra idzie o to, aby wraz z nimi nie zniknęły miejsca pracy, jakże kluczowe dla miasta niegdyś wojewódzkiego.

W tym kontekście państwowe banki PKO i Pekao także muszą brać pod uwagę całokształt sytuacji, a nie tylko analizę kredytową zakładu, jego rating i umowę, wg której – czego jestem niemal pewien – mogą zażądać (ale pewnie bezskutecznie) natychmiastowej spłaty zadłużenia. Mogą też zablokować transakcję, przy której zostaną praktycznie bez szans na odzyskanie pieniędzy. Czy wybiorą bezwzględne podejście biznesowe, czy odpuszczą w imię spokoju społecznego? Pytanie jest w zasadzie retoryczne. 

I to znów chichot losu: dla wielu na szczęście retoryczne. Bo my lubimy kapitalizm tam, gdzie daje on nam korzyści i przewagi, ale zdecydowanie nie lubimy jego bezwzględnego oblicza, które nam Polakom kojarzy się z likwidacją miejsc pracy, bezrobociem i w konsekwencji tabunem ludzi chętnym pracować za najniższe stawki.

Smutne losy częstochowskiego zakładu są – paradoksalnie – wielkim zwycięstwem idei protekcjonistycznych. I – przynajmniej na razie – Polakom polityka "ochrony miejsc pracy" (cokolwiek ten neologizm oznacza) kosztem "wolnego rynku, który sam reguluje wypaczenia" raczej się podoba. Bo na "wolnym rynku, który sam reguluje wypaczenia" huta byłaby nie do uratowania.

– Czy produkcja wyrobów hutniczych w Częstochowie jest opłacalna ekonomicznie? – takich pytań (znów na szczęście) raczej nikt dzisiaj nie zadaje. Nikogo to ... nie interesuje wobec rzeczywistego problemu (utrzymania miejsc pracy), który nawarstwiając się przez lata dziś eksplodował.