sobota, 12 maja 2018

Reminiscencje. Afera GetBack wytłumaczona ... kilka lat temu


Ruda Śląska, 29.03.2013

Związek filmu i literatury z bieżącymi zdarzeniami ekonomicznymi


 Jak wytłumaczyć dzisiejsze zjawiska gospodarcze? Skąd się biorą „afery”?
Skąd ludzie czerpią inspirację? Nie sądzę, aby ci, których lud pospolity nazywa dziś po prostu „oszustami”, byli wysoce wykształconymi znawcami literatury światowej i arcydzieł sztuki filmowej. Ale sięgając do tych źródeł znajdziemy bez pudła opisy zdarzeń, które mają miejsce w teraźniejszości lub w niedalekiej przeszłości. Naprawdę, nie żartuję.


Część z Państwa pewnie widziała rolę życia Jana Nowickiego w filmie Sylwestra Chęcińskiego „Wielki Szu”. Znajdziemy tam bardzo aktualne wytłumaczenie tzw. „afery opcyjnej”, która na przełomie 2008 i 2009 roku dotknęła szereg przedsiębiorstwa w Polsce, głównie o kapitale państwowym. Gra w filmie toczyła się następującym schematem: wciągnięcie „frajera” do rozgrywki, stworzenie pozorów, że może zostać mistrzem pokera i wzbogacić się bez wysiłku, a potem w wielkim finale … wielkie nieszczęście amatora, który dziwnym trafem przegrał rozgrywkę z profesjonalistami. Dokładnie tak samo przebiegała relacja w kontaktach między przedsiębiorstwami (amatorzy) a międzynarodowymi korporacjami bankowymi (profesjonaliści) w iście hazardowym zakładzie o kurs złotówki w relacji do walut obcych. Dokładnie w tym samym czasie w niemal tą samą grę postanowili zagrać młodzi ludzie, tzw. „frankowcy”, którzy „zainwestowali” we własne lokum bez konieczności spędzania wieczorów z teściami. Oni mogą filmu Chęcińskiego nie kojarzyć w ogóle, bo raczej stary on jest i mało kul (od angielskiego cool, jak się teraz mówi), bo polski, więc polecę im coś nieco tylko młodszego, lecz bardziej międzynarodowego. Zobaczcie sobie Państwo holiłódzki (od Hollywood, nie od nazwy miasta w środku Polski) produkt Oliviera Stone’a o nazwie „Wall Street” z fantastycznymi rolami Michaela Douglasa i Charlie Sheena, który opowiada w innej scenografii iście tą samą bajkę z podobnym finałem dla amatora. Faktem jest też, że obie bajki nie kończą się dobrze dla „profesjonalnych oszustów”, a w realnym życiu, inaczej niż w Dostojewskim, jednak zbrodnia nie zawsze idzie w parze z karą.

O niedawne aferze „Amber Gold” pisał już w 1999 roku niejaki „kryminalista” (tzn. autor książek kryminalnych) z nielubianej u nas Rosji (a akurat literaturę mają świetną) Boris Akunin w pozycji „Walet pikowy”. Książka stanowiąca fikcję literacką opisuje działalność pewnego kombinatora w czasach carskich jeszcze. Aby nie zanudzać opisem cytuję wprost: „Wielce udanie poszła w pozaprzeszłym roku operacja z Towarzystwem Kredytowym Butterfly w Niżnym Nowogrodzie. Pomysł był prosty i genialny, obliczony na bardzo rozpowszechniony typ ludzi, u których wiara w bezpłatny cud jest silniejsza niż wrodzona ostrożność. Towarzystwo przyjmowało od mieszczuchów wkłady pieniężne na niesłychanie wysoki procent. W pierwszym tygodniu wkłady wniosło zaledwie dziesięć osób, w tym dziewięć podstawionych przez Momusa. Kiedy jednak w następny poniedziałek (procenty naliczano codziennie) otrzymali oni wszyscy po dziesięć kopiejek od każdego wpłaconego rubla, miasto wprost oszalało. Kolejka do kantoru Towarzystwa ciągnęła się przez trzy przecznice. W następnym tygodniu Momus znowu wypłacił po dziesięć procent, po czym musiał wynająć jeszcze dwa pomieszczenia i dwunastu nowych kasjerów. Czwartego poniedziałku na drzwiach kantoru pojawiły się kłódki. Tęczowy Butterfly na zawsze odpłynął znad brzegów Wołgi w siną dal”. Chyba nie muszę do tego nic już więcej dodawać. 

Istną kopalnią wiedzy o czasach dzisiejszych są „Losy dobrego wojaka Szwejka…” niedokończone niestety przez Jarosława Haszka z powodu śmierci w 1923 roku. Możemy tam między innymi znaleźć świetny cytat „a przecież panowie oficerowie to w ogóle mało czytają” lepiej ode mnie tłumaczący problem „sztucznej inteligencji”. Z kolei w „Ziemi Obiecanej” Władysława Stanisława Reymonta, znanego obecnie jako patron ulicy, przy której stoi stadion Wisły Kraków, możemy znaleźć analogie do niedawnych „afer budowlanych”. Cytuję: „nie sztuka jest upaść sto za sto, tu trzeba myśleć, tu trzeba bankrutować trzydzieści za sto, co ja mówię dwadzieścia …”.  Podobnie jak sienkiewiczowski Zagłoba radzi „podarować Karolowi Gustawowi Niderlandy”, tak samo postępują partie przed wyborami na całym świecie obiecując w zamian za głosy różnorakie rzeczy i dobra, które do nich nie należą.

Czytając rozdział „Sejmokracja” książki „Gorzka chwała. Polska i jej los 1918-1939” zafascynowanego Józefem Piłsudskim amerykańskiego pisarza Richarda Watta (swoją drogą ciekawe, jak pięknie naszą historię opisują cudzoziemcy) nie sposób nie znaleźć analogii do czasów dzisiejszych i obecnego stylu organizowania sobie życia politycznego przez Polaków. Rozrost administracji, nepotyzm, korupcja, przekładanie korzyści osobistych nad społecznymi, itd. Proszę Państwa, to wszystko już było. Oby nie skończyło się podobnie jak niemal wiek temu. 

Z kolei Agatha Christie uczy nas, iż nie należy powierzać kasy pięknemu młodzieńcowi o budzących zaufanie niebieskich oczach, bo on je niechybnie „źle zainwestuje”. Potem nie zostanie mu już nic innego jak próba zamordowania staruszki-powierniczki. Wypisz-wymaluj niektóre fundusze inwestycyjne i emerytalne.

Związki filmy i literatury z życiem realnym są niezwykle silne. W gospodarce i ekonomii mimo postępu technicznego generalne zjawiska rządzące tą sferą są stare jak świat i dawno zbadane. Zmieniają się tylko dekoracje i narzędzia. 

W jednej tylko pozycji pod tytułem „Cichym ścigałam go lotem” autora „arcydzieł literatury brukowej” - jak sam się określił Maciej Słomczyński - publikującego kryminały pod pseudonimem Joe Alex, znajdujemy wiele cytatów odnoszących się pośrednio do życia i ekonomii zarazem.
„Mitologia w przeciwieństwie do śledztwa ma pewien plus, mianowicie to, że wszystko w niej jest niezmienne i nie można oczekiwać żadnych niespodzianek”. Wstawcie Państwo słowo „ekonomia” w miejsce słowa „mitologia” i ten cytat nic nie straci na aktualności. Reguły generalne rządzące tą sferą życie są stałe i nie ma tu żadnych cudów. Pieniądze jako ekwiwalent wymiany towarowo-usługowej nie pochodzą „ze ściany” lub „z drukarki” i nie ma na świecie „nadzwyczajnych okazji” i „super bezpiecznych lokat kapitału”. 

„Jest młodsza od swojego męża o trzydzieści, a nawet trzydzieści jeden lat. Ona ma dwadzieścia siedem a on miał pięćdziesiąt osiem. Shakespeare umiałby z tej prostej arytmetycznej różnicy uformować dramacik, w którym by było pięć razy więcej trupów, niż mamy w tym pokoju”. Czyli określone sytuacje prowokują określone problemy, zachowania i reakcje. Tak jak swego czasu obniżka stawki CIT spowodowała wzrost wpływów budżetowych, a teraz słyszy się, iż … mimo podniesienia stawki VAT z dwudziestu dwóch do dwudziestu trzech procent wpływy z tego podatku spadły o … miliardy złotych. Tak jest i takie są odwieczne prawa ekonomii. Obawiam się tylko, iż jedyną reakcją na występującą sytuację będzie … dalsze podniesienie stawki VAT. Jak to się skończy? Wiecie już Państwo, prawda?

„Wyjadę za piętnaście minut. Muszę się ogolić. Nie umiem myśleć, kiedy jestem nieumyty i nieogolony. No tak, ale wy nie musicie myśleć. Policja nie myśli, policja działa” mówi Joe Alex do Inspektora Parkera. Podobnie jak brytyjska policja (czy tylko brytyjska?) tak samo wiele przedsiębiorstw w sytuacji kryzysowej odkłada „myślenie” na półkę, gdyż tu trzeba działać i ratować sytuację. Skutki w dłuższej perspektywie nie mogą być dobre. Działanie „pod presją” jest zawsze obarczone większym ryzykiem i stanowi niebywałą okazję dla rozmaitych „łowców okazji”. Nieprzypadkowo czytam ostatnio, iż zagraniczne banki w Polsce notują w warunkach „kryzysowej gospodarki” nienotowane wcześniej zyski. 

O istocie komunizmu pięknie pisze Wiktor Suworow w „Matce diabła”: „Wszyscy socjaliści wyznają w takiej lub innej formie to samo. Weźcie program dowolnej partii socjalistycznej, materiały z jakiegokolwiek ich kongresu, przemówienie płomiennego rewolucjonisty lub hasła postępowego związku zawodowego, odrzućcie puste słowa i frazesy – a jest ich tam sporo – dokładnie wyciśnijcie i w tym, co pozostanie, odkryjecie istotę: będziemy pracować coraz mniej, a brać coraz więcej. Najważniejsze jest to, że człowiek, grupa ludzi, związek zawodowy czy partia realizują tą zasadę, wydają się być bojownikami o wolność i sprawiedliwość: przecież nie dla siebie się staramy, ale dla dobra całego cechu czy całej klasy, całego kraju i ludzkości. Wykorzystując to gładkie hasło (oczywiście nie w gołej i szczerej postaci, a w otoczeniu pięknych frazesów), można zniszczyć każdą, nawet najpotężniejszą gospodarkę. To hasło pomaga torować drogę do władzy. Tłum zawsze was poprze: czy ktoś by nie chciał pracować coraz mniej, a brać coraz więcej? Ale ci, którzy na grzbiecie zasad sprawiedliwości dorwą się do władzy, będą musieli natychmiast z nich zrezygnować. Ponieważ pracując coraz mniej, nie można dostawać coraz więcej. Państwo upadnie.” Oczywiście jakiekolwiek podobieństwo przedstawionej przez Suworowa istoty komunizmu do fundamentów funkcjonowania Unii Europejskiej jest zupełnie przypadkowe i niezamierzone.

Czytałem ostatnio niezmiernie ciekawą książkę Marka Wałkuskiego pod tytułem „Wałkowanie Ameryki”. Opisał on w niej między innymi amerykański system edukacji. Jest on tak naprawdę dwuczłonowy. Większa jego część jest bliźniaczo podobna do wdrażanych u nas systemów idio-tele i jest ukierunkowana na mniej zdolny „ogół” przygotowywany do pracy „pod nadzorem”. Ale druga jego część, ta ukierunkowana na „przyszłe elity intelektualne” jest osadzona na zupełnie innych podstawach. Tutaj uczniów lub/i studentów uczy się przede wszystkim samodzielnego myślenia, wynalazczości, tworzenia własnych projektów. System jest nastawiony na odwagę w formułowaniu własnych wniosków i rozwiązań na zasadzie” nawet najgłupszy pomysł jest świetny, jeśli jest innowacyjny i własny”. Jakże różne to podejście od naszego. W efekcie Amerykanie mają wiele osiągnięć naukowych oraz promują później „własne rozwiązania jako najlepsze dla świata”. W ich strategii zawsze funkcjonowało też zielone światło dla imigracji z innych krajów, ale ukierunkowane zwłaszcza na ludzi wybitnych i zdolnych.

Nieprzypadkowo niemieccy fizycy po kapitulacji III Rzeszy w maju 1945 roku tak łatwo znaleźli zatrudnienie przy projekcie „Manhattan”*). Dziwnym trafem skutki ich pracy były niezwykle „szybkie i spektakularne”.

A więc polecam Państwu, czytajcie prasę, książki, oglądajcie wielkie filmy, no i przy okazji myślcie i wyciągajcie wnioski z tego co objawia się przed Wami.
Powtórzę po raz kolejny, to co widzicie, to wszystko już było. Istota zdarzeń i mechanizmy są te same, reszta to dekoracja. Takie dajmy na to piramidy finansowe są wieczne, tylko „podróżują po świecie”. Bardzo dawno temu pionierem były Stany Zjednoczone, w bliższej przeszłości problem przeszedł brutalnie przez Albanię (tu skala „dotknięcia społeczeństwa stratami” była niesłychana i doprowadziła do rozruchów). Całkiem niedawno piramidą okazał się rynek nieruchomości komercyjnych w Hiszpanii oraz rynek nieruchomości mieszkaniowych w Irlandii i w Polsce, za moment „nauki” pobiorą inni mieszkańcy naszego globu. Numery w danym kraju da się powtórzyć jednak nie częściej niż co 10-15 lat w „produkcie” kierowanym do przemysłu (wymiana pokolenia zarządzających) i mniej więcej 20-25 lat w „produkcie” dla gospodarstw domowych (wymiana pokolenia decydującego o finansach).

Gdyby się jednak komuś wydawało, że jak już posiądzie wszystkie literackie mądrości, to zrobi karierę w biznesie, jak Bill Gates na przykład, to muszę mu uświadomić, że się myli. Nie znam żadnego wybitnego naukowca, literata czy myśliciela, który zostałby wybitnym biznesmenem. Spotkałem natomiast wielu świetnych biznesmenów, którzy nie mają zielonego pojęcia, kto to był Onufry Zagłoba, o czym pisał Adam Mickiewicz, ani na czy polegał kodeks Hammurabiego. Nie mówiąc już o zrozumieniu przyczyn, wskutek których zwiedzamy zabytki kultury greckiej na wycieczce do … Turcji, polskie cmentarze położone na Litwie i Ukrainie oraz perełkę architektury krzyżackiej (czyli dzisiaj mniej więcej niemieckiej) na wycieczce do Malborka.

Szczerze mówiąc wszechstronna wiedza o świecie, kulturze i historii nie jest potrzebna do skutecznego prowadzenia interesów, a czasem może nawet … przeszkadzać. Każdy bowiem myśli o rynku trochę na bazie własnych doświadczeń i potrzeb. Przecież taki człowiek wszechstronnie wykształcony (nie należy mylić z posiadającym dyplom wydany przez uczelnię) bazując na własnym rozumieniu świata, pewnie otwarłby interes w postaci księgarni zawalonej tomami encyklopedii i wydań klasyków. Szczerze wątpię, czy w tym przypadku słowa rentowność i wyobrażenie właściciela o wysokiej jakości produktów stanowiłyby parę. Tak jest, proszę Państwa, człowiek zbyt inteligentny nie nadaje się na biznesmena. 

A dajcie taki sam interes poprowadzić komuś (z góry przepraszam za wyrażenie) normalnemu, przeciętnemu. On lepiej targetuje produkt do potrzeb. On wie, że w dzisiejszym nowoczesnym świecie książka musi być łatwa w odbiorze, napisana nieskomplikowanym językiem, musi być o wampirach (taka moda) i ociekać seksem i przemocą. To ma jakieś szanse. Zresztą po jakimś czasie normalny (sorry po raz drugi), przeciętny biznesmen dojdzie wreszcie do jedynego słusznego wniosku, że szkoda powierzchni handlowej na księgarnię i jakieś tam książki, które czyta garstka zapaleńców. Otworzy kram z telefonami komórkowymi z ekranem dotykowym, a może nawet nawet od razu budkę z kebabami, seks-shop lub jeszcze coś innego dającego szansę na kasę. Wtedy odniesie sukces.

*) prace nad bombą atomową, gotową „do akcji” i użytą przez USA nad Hiroszimą i Nagasaki 6 i 9 sierpnia 1945 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz