czwartek, 1 sierpnia 2019

Jak na badaniach dla kierowców



W Polsce ludzie  lubią działać pod presją w konkretnej sytuacji, czasem nawet robią to dobrze: vide akcja ratowania Wisły Kraków. Tymczasem najskuteczniejszą strategią działania jest niemal zawsze praca u podstaw. Ale tej strategii nie lubimy, bo jest zbyt wymagająca. Jesteśmy mistrzami gaszenia pożarów. Ale nie każdy pożar da się ugasić.

Dziś okazuje się, że miasto nie chce ot tak dać padającemu Ruchowi Chorzów (z konkretnymi akcjonariuszami w tle, w dodatku prowadzącymi - wydawałoby się - konkretne biznesy) 600 tys. zł z umowy na działania promocyjne, tylko - 150 tys. zł, bo na tyle wykonane działania oszacowano.

No tak, Ruch nie wywiązał się z pełni z umowy (konkretne eventy), bo dopuścił do strajku pracowników. Co więcej: nie będzie się też wywiązywał dalej, bo dopuścił do konfliktu z kibicami (ilość widzów na stadionie). To proszę mi do jasnej powiedzieć, na jakiej podstawie urzędnicy (sic!) mieliby przelać środki za działania, których nie wykonano? Przecież to dla nich co najmniej RIO, być może NIK, a może nawet w wersji hard (tego mogą się bać naprawdę)  ... prezes partii panującej piszący na szybko specustawy na podstawie artykułów Faktu (niestety,  tak to w Polsce działa) na nadużywających przywilejów funkcjonariuszy publicznych.

Nie da się wiecznie funkcjonować na zasadzie gaszenia zapalających się światełek - jak na badaniach dla kierowców. Tu naciszniesz - tam się zapali. Znowu naciszniesz - znów się gdzieś indziej zapali. Niestety urok tego badania jest taki, że światełka zaczynają się zapalać coraz szybciej i w coraz mniej spodziewanych miejscach. Starasz się za tym nadążać, aż jest coraz trudniej. A w końcowej fazie - tylko mistrzowie dają rady. I tak właśnie jest w Chorzowie z tym klubem. Tylko już brakuje mistrzów od nadążania za światełkami, bo tych jest za dużo i świecą dosłownie wszędzie i coraz intensywniej.

Kto by tam w końcu te światełka ogarnął!?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz