poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Łamistrajk Andrzej

Zdarzenie miało miejsce niemal trzy dekady temu, więc dialogi, jego przebieg, w ogóle szczegóły zatarły się już w mojej i pewnie innych uczestników pamięci. Ale były to czasy dużej popularności koszykówki w Polsce, a ja miałem w szkole kolegów, którzy robili mistrzostwo Polski juniorów. Sam coś tam próbowałem grać, ale dla mnie ten poziom był za wysoki, niestety również - a może przede wszystkim - w kwestii ... wzrostowej. Jak wiadomo - poza jednostkami wybitnymi - brak przynajmniej 185 cm wzrostu raczej skutecznie eliminuje śmiałków do tego zawodu. Ale czasy były takie, że w Nowym Bytomiu w kosza grał każdy, a my przed blokiem mieliśmy samodzielnie zrobione kosze z metalu, niewymiarowe i nietypowe, ale co tam.

Otóż w owym czasie czasem przyglądałem się treningom miejscowego drugoligowego klubu (za kilka lat od wówczas awansował on do najwyższej klasy rozgrywkowej) koszykarskiego, w którym próbowało rozpocząć karierę kilku moich kolegów ze szkoły.

Raz trening wyglądał tak, że zawodnicy wyszli z szatni, zrobili rozbieg, coś tam sobie porzucali i po mniej więcej 10 min. kapitan Edek mówi:
— No panowie! Schodzimy!
Niemal wszyscy zawodnicy jak jeden mąż wzięli ręczniki i dawaj kierunek: szatnia! Wszyscy, poza jednym. Nieopierzony młody junior, niezbyt zresztą wysoki jak na warunki tej dyscypliny, odważył się zadać kretyńskie pytanie samemu kapitanowi:
— Jak to schodzimy?
— Normalnie — Wyjaśnił młokosowi budzący szacunek także posturą Edek. — Nie płacą, to schodzimy!
— Ale... — zaczął coś młody.
— Nie ma żadnego ale. Do szatni.

Cisza zawisła nad ostatnimi pozostałymi na parkiecie osobami: kapitanem drużyny koszykarskiej i jego najmniej istotnym ogniwem, czyli niskim juniorem, ale o którym było "na mieście" powszechnie wiadomo, że jest zafiksowany na punkcie kosza. Ale ten junior "nie zachował się jak trzeba", w przeciwieństwie do niejakiej Inki:
Sorry, Edek, ale ja zostaję — wyjaśnił. I dodał: — Wy sobie możecie strajkować, ale ja muszę trenować, naprawdę muszę. Ja chcę zagrać w reprezentacji Polski.
— Rób jak chcesz — rzucił niezbyt zadowolony Edek i udał się do szatni.

Trzeba trafu, że największe wówczas gwiazdy tej drużyny wielkiej kariery nie zrobiły. Poza Andrzejem. Zagrał jak najbardziej w reprezentacji Polski. Ano grał w niej przez jakieś 15 lat, w tym dwukrotnie na mistrzostwach kontynentu. Był podporą kilku polskich klubów, zdobywał mistrzostwo Polski. Nie zrobił wielkiej kariery zagranicznej, nie trafił do NBA, ale tu pewnie na drodze stanęły naturalne ograniczenia: wzrost.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz