środa, 14 lutego 2018

Walentynki są jednak bardzo potrzebne

Pusty plac zabaw...
Podaję za Faktem:

„Jakiś czas temu rząd chwalił się sukcesem w postaci zwiększonej liczby narodzin. W całym 2017 r. urodzić się miało ponad 400 tys. dzieci. Są jednak pierwsze oznaki, że pozytywna tendencja była tylko zrywem, bo już wyhamowuje. Z danych GUS i systemu PESEL wynika, że pod koniec roku urodziło się już mniej dzieci niż w poprzednim roku. Tendencje spadkową widać także w styczniu tego roku. Jak wynika z informacji systemu PESEL w grudniu 2017 r. było o prawie 1 tysiąc urodzin mniej niż 12 miesięcy wcześniej, a w styczniu już 7 tys. Póki co liczba dzieci urodzonych w styczniu tego roku jest nie tylko niższa niż w 2017, ale także w 2016 r.”

Nie trzeba Sherlocka Holmesa, aby wiedzieć, że program Rodzina plus miał nie jeden, a aż cztery cele:
  • pronatalny - wzrost liczby urodzeń;
  • społeczny - poprawa warunków bytowych w miejscach strukturalnej biedy i bezrobocia;
  • wyborczy - pozyskanie nowych lub zatrzymanie wcześniejszych zwolenników partii rządzącej;
  • ekonomiczny - rozruszanie gospodarki przez rzucenie "dodrukowanego" pieniądza na rynek.
Podsumujmy:
  • udało się zrealizować na pewno cel społeczny;
  • rośnie sondażowe poparcie dla partii rządzącej;
  • mamy solidny wzrost produktu krajowego brutto, choć trudno wskazać, jak duży udział ma w nim światowa i europejska koniunktura, nasza ciężka praca i także wzrost konsumpcji za środki z programu;
  • wątpliwy jest tylko efekt pronatalny, choć on był najmocniej akcentowany propagandowo.
No cóż. Można było się tego spodziewać. Tabloidowy baby boom 2017 był spowodowany bowiem głownie ciążami podstarzałych celebrytek, a nie młodych aktoreczek. Tak samo ... w normalnym życiu. Spadek bezrobocia (bo on jest głownie odpowiedzialny za decyzje macierzyńskie) przyczynił się do wzrostu ilości urodzeń, ale z oddziałów położniczych dochodzą nas wieści, że przeciętny wiek rodzących matek to dziś ... jakieś 35 lat. A zdarzają się też "czterdziestki" i starsze. Było więc jasne, że ten "potencjał wzrostu" może się bardzo szybko wyczerpać.

A co z młodszymi. Ano one ... chcą dziś korzystać z życia. Wychowane bezstresowo panny nie kwapią się ani do wczesnego zamążpójścia, ani tym bardziej do rodzenia dzieci. Jedną z przyczyn jest być może ... deficyt prawdziwych mężczyzn. A kto to jest prawdziwy mężczyzna? Tu trudno o jednorodną definicję. Dla jednej odważny, dla drugiej przystojny, dla większości ktoś dobrze sytuowany. Ponadto dziś kobiety na masową skalę ... inwestują w siebie. Różne studia, doktoraty, embieje, stanowiska. No i gdzie tu miejsce na bachory?

Kończąc żarty trzeba rzec, że mamy problem społeczny. Jednak nie da się go rozwiązać dekretami i ustawami polityków, choć to popularny ostatnio kierunek w Polsce. Nie da się go rozwiązać też przekupstwem w postaci rozdawania kasy publicznej. Nie pomaga nawet boom gospodarczy. Być może po prostu sprawę trzeba ... przeczekać. Po prostu gusta i zachowania społeczne się co jakiś czas zmieniają. A teraz w wieku najmocniej produkcyjnym (około "trzydziestki") jest pokolenie rozpuszczonych narcyzów i gadżeciarzy, z tymczasową pracą, tymczasowym miejscem zamieszkania i tymczasową/wym żoną/mężem. Dla nich słowa "ja" i "odpowiedzialność" w ogóle nie łączą się w parę. A dominuje "ja".

A może mamy do czynienia z trwałą zmianą modelu rodziny? Kto wie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz