środa, 12 czerwca 2019

Zamieszanie kadrowe na Śląsku. Czego nie zrozumiał były już prezes Ozon?

Józef Stalin (Josif Dżugaszwili):

"Kadry są wszystkim."
Stalin podpisuje nominacje i degradacje kadrowe
Empedokles z Agrygentu:

"Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów."
Agrigento to miasto na połud. wybrz. Sycylii

Kilkanaście lat temu ukończyłem znamienity kurs pod jakże interesującą nazwą Akademia Menedżerska - czytaj: odpowiednik dzisiejszych studiów MBA. Od tego czasu cały tabun ludzi w Polsce ukończył podobne kursy bądź studia, na których uczyli się jak zarządzać przedsiębiorstwami, jak podejmować decyzje kadrowe, jak postępować biznesowo.

Zastanawiam się dziś, czy ta wiedza jest jeszcze w ogóle komukolwiek potrzebna? Oczywiście zapotrzebowanie na różne kursy typu MBA będzie istniało, ale chyba już tylko w ramach tak zwanego wykształcenia potwierdzanego. Chodzi tylko o to, aby zyskać papier, że jest się dobrym menedżerem, coś na kształt WUML za komuny. Tak samo jak renomowane międzynarodowe firmy doradcze (tak zwana wielka czwórka) prowadzą w zasadzie tylko doradztwo potwierdzane. Za pieniądze (niemałe) dadzą kwit, że budowa tej elektrowni na gaz naprawdę się opłaca.

Dlaczego ta wiedza (menedżerska) miałaby dziś być nikomu niepotrzebna? Bo jesteśmy na takim etapie dziejowym i na takim etapie zaufania właścicieli firm (państwo, ale też prywatni) do menedżerów, że nikt od nich nie oczekuje jakichś wielkich kompetencji. Dziś w cenie jest posłuszeństwo. To właściciele firm (państwo, ale też prywatni) wiedzą najlepiej co należy zrobić i jak, a menedżerowie mają być tylko wykonawcami. Za dobrą zapłatę rzecz jasna. 

Byłem niemal pewien jakąś dekadę temu, że tego typu myślenie jest mądrością etapu, dotyczy w zasadzie tylko zagranicznych korporacji i jak ten etap przeminie, będzie wspominane jako głupota minionych czasów przy kominku. Wysmarowałem nawet parę lat temu tekst na ten temat, znajdziecie go państwo na końcu artykułu.

Myliłem się. Zagraniczne korporacje przeszły przez tę mądrość etapu, odstawiły ją nieco na półkę, przestały traktować ludzi w Polsce jak mieszkańców afrykańskiego buszu i nauczyły się, że ludziom warto zaufać. Dziś firmy produkcyjne zagranicznych korporacji zlokalizowane w Polsce stanowią przykład nie tylko racjonalizacji kosztów i wydajności (co przecież jest ważne w biznesie), ale też przykład poszanowania pracowników. Ale to tylko część gospodarki. A w niej dominują i rozpychają się coraz mocniej podmioty państwowe, a te dopiero implementują rozwiązania zarządcze, które ... zagraniczne korporacje przetestowały już mniej więcej dekadę temu, po czym docelowo ... porzuciły. Ludzie zarządzający państwem i - w konsekwencji - firmami państwowymi chyba po prostu ... dopiero się uczą biznesu i mają ... inną mądrość etapu.

Prasa dziś donosi o odwołaniu prezesa Ozona z JSW - jednej z największych firm na Śląsku i praktycznie monopolisty w dostarczaniu węgla dla koksowni w Polsce. Prezes był do tej pory ... broniony przez załogę, tę samą, która kiedyś chciała na taczkach wywozić prezesa Zagórowskiego. Czym zasłużył sobie na takie poparcie załogi prezes Ozon? Ano, podobno, nie chciał się zgodzić na nieracjonalne ekonomicznie inwestycje zarządzanej przez siebie spółki.

Prezes Ozon nie zrozumiał dzisiejszego życia i nie pojął wspomnianej wcześniej mądrości etapu. Tu nikt od niego nie oczekiwał racjonalnych decyzji. Tu oczekiwano od niego posłuszeństwa. Jeśli właściciel jego firmy (tu państwo) miał interes w ładowaniu pieniędzy JSW w ratowanie innych "znamienitych marek państwowych", na którym polu ma już liczne "sukcesy", rolą prezesa winno być słuchanie i wykonywanie poleceń. "Kadry są wszystkim" - jak mawiał towarzysz Dżugaszwili.

Nieee! I jeszcze raz nie! 

Tu musiałbym wyrzucić całą wiedzę nabytą na tej Akademii Menedżerskiej. Musiałbym wyrzucić także Kodeks Spółek Handlowych. Rolą prezesa Ozona było racjonalne i samodzielne (czytaj: bez nacisków, znów powołam się na Kodeks Spółek Handlowych) zarządzanie powierzoną mu spółką. Najlepiej jak potrafił. Jeśli nie zgadzał się z jakimś kierunkiem działania, nie miał prawa go realizować. Taka jest właśnie rola menedżera. A rada nadzorcza miała prawo go odwołać, co uczyniła. Na własne ryzyko i - być może - własną szkodę.

Odwołanie prezesa Ozona wpisuje się w ogólny klimat wymiany kadr menedżerskich na Śląsku. Bo obok JSW swoich menedżerów odwołały także inne spółki i instytucje, w tym m.in.:
  • Park Śląski - w efekcie tematu korupcyjnego lub - jak kto woli - zakupowego. W końcu nie od dziś wiadomo, że każdy chłopiec w Polsce marzy o wypasionej bryce, najlepiej z niemieckim znaczkiem. Jak już dorośnie - nieodmiennie próbuje te marzenia realizować. Ale złośliwi ludzie decydujący o kadrach Parku Śląskiego nie zrozumieli tych potrzeb.
  • Teatr Rozrywki - w efekcie wymiany zdań między dyrektorką i reżyserem. Zdań, jakich wiele pada w wielu prywatnych rozmowach. Ale tu - trzeba trafu - znalazł się sygnalista.
  • GKS Katowice - w efekcie gola strzelonego przez bramkarza Bytovii Witana (mąż naszej wybitnej lekkoatletki) w 97 minucie meczu.
  • Ruch Chorzów - szuka prezesa w efekcie kompletnego bałaganu, wielokrotnego spadku z kilku lig oraz aktualnego braku trenera i jednocześnie ... posiadania równoległych więzów (kontraktowych lub nie) z ... kilkoma trenerami pierwszej drużyny naraz - wymieńmy tylko Warzychę (pozew o wynagrodzenie), Rochę (prawdopodobny pozew), Wleciałowskiego (mistrz sparingów, który w lidze zdobył tylko 4 punkty w 8 meczach, został odsunięty, ale podobno ... nadal ma kontrakt), Kociana (nieznany status), Fornalaka (prawdopodobnie kończy mu się kontrakt) oraz Michalskiego (podobnie). Tego to by nawet Jarosław Haszek (cz. Jaroslav Hašek) nie wymyślił.
    Powieść Haszka miała wiele wydań, bo jest ciągle nam ... współczesna

Jak widać wyżej, mądrość etapu dorwała nie tylko zarządców państwowych, ale również miejskich (GKS) oraz w części prywatnych (Ruch). Warto im przypomnieć przesłanie Empedoklesa z Agrygentu (nota bene: można na tej "ksywie" ćwiczyć wymowę lepiej niż u logopedy) - "Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów."

A niżej obiecany wcześniej tekst sprzed lat, stanowiący fragment moich Międzynarodowych standardów rachunkowości... z 2014 r.:

Link: Onepress

Opublikowane także w 2016 r. w:

Narodowe cechy biznesu: Anglicy (c.d.)

JOHN (szef krakowskiego oddziału firmy produkcyjnej): Futbol, jaka to piękna gra, nieprawdaż?
RYSZARD (wykładowca krakowskiej uczelni, przyjaciel Johna): Nie do końca podzielam twój entuzjazm, zwłaszcza jeśli jestem zmuszony oglądać naszą ligę. Ale rekompensuje mi tę drobną niedogodność twoje towarzystwo, przyjacielu.
JOHN: Ja też bardzo się cieszę, iż co tydzień, oglądając wyczyny twoich ulubionych „Pasiaków” grających w strojach przypominających barwy klubu z Southampton, mogę wypić trochę szkockiej oraz przy okazji podyskutować o wielu istotnych sprawach.
RYSZARD: Przecież nasze dyskusje toczą się o rzeczy małej wagi, są o tym, jak funkcjonują kluby piłkarskie, o meczu Polski z Anglią i dlaczego Twoi rodacy osiągnęli aż remis, grając, jakby wcześniej wszyscy się spili na umór. Pamiętam, iż rozmawialiśmy też o tym nudziarzu Szekspirze oraz o Teatrze Starym i jego apodyktycznym dyrektorze.
JOHN: Mylisz się znacząco, rozmawiamy bowiem o rzeczach niezwykłej wagi.
RYSZARD: Dla nas sprawami niezwykłej wagi są kwestie kariery, biznesu oraz inne zawodowe.
JOHN: Muszę ci powiedzieć, iż ja z tych rozmów czerpię inspirację do podejmowania wielu decyzji biznesowych. Ale skupmy się na meczu, proszę.
RYSZARD: A jakież to strategiczne decyzje wy tutaj podejmujecie? Prosta fabryka montująca proste części tworzące po złożeniu nieco bardziej skomplikowany produkt końcowy. Ludzie postępujący według sto lat temu wypracowanych przez jakiegoś waszego Sherlocka Holmesa procedur i ani milimetr w prawo bądź w lewo. Tu nie ma żadnego myślenia, żadnych innowacji i cała twoja robota sprowadza się do pilnowania, by przestrzegano wspomnianych regulacji i nie wnoszono alkoholu na teren zakładu.
JOHN: Otóż mylisz się, mój przyjacielu, my dla frajdy co jakiś czas testujemy tutaj pewne innowacje, zwłaszcza kadrowe. Nie może być nudno. Ale, proszę, nalej trochę więcej tego łyskacza, tylko niech ci nie przyjdzie do głowy postępować jak część moich rodaków barbarzyńców i dolewać do szklanki paskudnej coli.
RYSZARD: Wiesz dobrze, że u mnie w domu nie znajdziesz niczego poza lodem, co mogłoby zostać dodane do twojego ulubionego płynu.
JOHN: Wiem, tak się przekomarzam. Zresztą wy, Polacy, macie irytujący zwyczaj zadawania zbyt bezpośrednich pytań, formułowania zbyt bezpośrednich tez oraz także niemal obrażania się na grzecznościowe pytania o rzeczy oczywiste. Ale skoro poruszyłeś już temat zarządzanej przeze mnie firmy, zakłócając tym samym moją koncentrację na meczu, coś ci jednak na ten temat powiem. Ale wiedz przy okazji, że my, Anglicy, nie lubimy, kiedy się przy szklaneczce whisky i w czasie oglądania transmisji sportowych rozmawia na tematy tak mało dla nas w takiej chwili istotne, jak na przykład sprawy zawodowe. Masz szczęście, że jest przerwa, ale to i tak cię nie usprawiedliwia.
RYSZARD: Wybacz, to straszne, jak się zachowałem.
JOHN: Przyjmuję twoją skruchę, a teraz posłuchaj, bo gdy zaczną znów grać, to nie powtórzę. Widzisz, może rzeczywiście rola tej fabryki nie jest zbyt wielka, ale my trochę sobie tutaj urozmaicamy życie. Testujemy różne nowatorskie rozwiązania. Od lat zadziwia mnie zapał, z jakim twoi rodacy wykonują nawet najbardziej kretyńskie polecenia. Mamy taki nowy pomysł na wdrożenie „nowego modelu zarządzania” w całej korporacji, od Stambułu aż po skaliste wybrzeża Szkocji, tylko nie wiemy, jak się to cholerstwo sprawdzi. Więc wpadliśmy na pomysł, że najpierw zobaczymy, jak to będzie wyglądało w praktyce w Polsce. Nigdzie indziej nie przeprowadza się tak łatwo eksperymentów. Wyobraź sobie, przyjacielu, siedzę na takiej naradzie z obawami, jak moja propozycja zostanie przyjęta, przecież rodzi różne skutki, i mówię o naszych planach, konieczności wdrożenia światowego rozwiązania jako sprawdzonej na świecie techniki efektywnego gospodarowania ludźmi i produkcją. A moi dyrektorzy wdech, wydech i — skup się, proszę — po chwili głoszą otwarcie, iż to… świetny pomysł, że po trochu sami o tym myśleli i takie tam dyrdymały. Ostatnio, jak wiesz zresztą, zakupiliśmy nową spółkę. Potrzebujemy naprawdę mądrych ludzi do jej poprowadzenia i poukładania. Tylko skąd ich tutaj wziąć?
RYSZARD: Jak to, płacicie najwyższe stawki ludziom na stanowiskach w okolicy i nie macie z kogo wybierać osób do zarządzania małą w sumie spółką?
JOHN: No tak, ale my im płacimy nie za myślenie, tylko za wykonywanie poleceń.
RYSZARD: No i jak chcesz z tego wybrnąć?
JOHN: Nic prostszego, mój przyjacielu, już znalazłem rozwiązanie. Ale przyznam, że musiałem nad nim chwilę pomyśleć. Zainspirowała mnie sytuacja z „ręką” tego wysokiego zawodnika. Przypomniała mi inną „rękę”, straszną i obłudną, wykonaną swego czasu przez wielkiego — przyznam to niechętnie — oszusta w 1986 roku w Meksyku.
RYSZARD: No tak, załatwił wówczas twoich rodaków, mszcząc się za Malwiny.
JOHN: Za Falklandy!!! Ty wstrętny prowokatorze !!!
RYSZARD: No i jaki jest tego związek z twoim pomysłem?
JOHN: Otóż posłuchaj. W tymże meczu ten mały wielki człowiek strzelił jeszcze jednego gola. Niezwykłej urody. Minął po prostu bodajże dziewięciu patałachów, niesłusznie reprezentujących mój kraj i Królową, minął także bramkarza i strzelił do pustej bramki. Tak sobie myślę, iż ten gość w tym momencie na pewno nie wykonywał poleceń trenera, na pewno nie był też częścią jakiegoś schematu. On podjął najbardziej kretyńską decyzję w tej sytuacji. Mając przed sobą całą drużynę rywala i żadnego partnera wokół, pomyślał zupełnie nieschematycznie. Ruszył sam na podbój świata. Miał przed sobą nie jakichś amatorów z San Marino, których leją twoi rodacy, lecz graczy jednej z najlepszych lig Europy. Każdy podręcznik czy to sportu, czy biznesu odradza takie zachowania. To jest statystycznie bez sensu. To przecież nie może się udać. Piłka to gra zespołowa. Wygrywa się schematami. Taka współczesna Barcelona i jej tiki-taka. A tu niejaki Maradona olał reguły. A jednak jemu się udało. Wspominając to smutne dla mnie wydarzenie, wymyśliłem coś teoretycznie równie absurdalnego. Wiesz, jak postąpię, Watsonie?
RYSZARD: A skąd mam wiedzieć, mów!
JOHN: Zrobię tak. Zwołam zebranie wszystkich menedżerów segmentu East Europe. Następnie ogłoszę nową strategię działania na rynku. Nie wiem jeszcze dokładnie, co to będzie, ale jedno nie ulega kwestii. Będzie to najgłupszy i najbardziej nierozsądny plan działania w biznesie, jaki świat w ogóle widział. Oczywiście znakomita większość twoich rodaków wyda się nim zachwycona, ba… część natychmiast przystąpi do jego realizacji. A ja będę czekał.
RYSZARD: Na co?
JOHN: Nie na co, tylko na kogo! Na takich ludzi, a wierzę, iż wśród niemal stu menedżerów tacy się znajdą, którzy przemyślą sobie to, co usłyszeli, strawią to i przyjdą. Nie… nie z pochwałami, tylko z wątpliwościami, z własną koncepcją. Niektórzy pewnie bardzo bladzi. Oczywiście oni będą wiedzieli, że ryzykują zwolnieniem, ale kretynizm zaproponowanych rozwiązań nie da im spać. Znajdzie się paru takich, co jednak zapukają do mojego pokoju. No i tych zatrudnię w nowej spółce. Nie patrz tak na mnie. Nawet wśród polskich dyrektorów musi się znaleźć paru rozsądnych.
RYSZARD: Boże, wy, Anglicy, jesteście niepokonani w krętactwach. Jakim cudem Beck uwierzył w wasze gwarancje? Jakim cudem Sikorski oddał się na Gibraltarze w ręce waszej ochrony? Czy ty notujesz same sukcesy w biznesie?
JOHN: Żartujesz, obecnie mam trochę kłopotów, jakby to powiedzieć… osobistych. Dałem trochę kasy synowi, zbyt zaufałem jego umiejętnościom, jest przecież maklerem w City. No i on ją zainwestował w jakieś akcje jakiejś pochodzącej z południa Europy spółki sadzącej oliwki, która właśnie… zbankrutowała.
RYSZARD: No i ile stracił?
JOHN: Wszystko, przyjacielu.
RYSZARD: Co to znaczy: wszystko?
JOHN: No, całe nasze zgromadzone rodzinne oszczędności, muszę jeszcze sprzedać dom w północnym Londynie, samochód, wszystko, wtedy spłacę zadłużenie. Ale czekaj, zaczyna się druga połowa. Musimy się skupić na meczu.
RYSZARD: Boże, a co na to twoja żona?
JOHN: Richard, mecz się zaczyna, a ty o mało ważnych sprawach.
RYSZARD: No, ale co… ona?
JOHN: No dobrze, powiem ci szybko, ona… odeszła. Nie będzie przecież spędzać życia z takim biedakiem. Będę musiał odbudowywać swój status latami, a ona nie ma pewnie tyle cierpliwości. Ale proszę cię, skupmy się wreszcie na sprawach istotnych. Już grają.

1 komentarz:

  1. "Dziś firmy produkcyjne zagranicznych korporacji zlokalizowane w Polsce stanowią przykład ...... poszanowania pracowników." ???
    Haha... Które? Proszę podać mi ich nazwy...

    OdpowiedzUsuń